Bramkarz reprezentacji Polski na szczycie znalazł się podczas ubiegłorocznych mistrzostw Europy. Mimo że "biało-czerwoni" wypadli na nich słabo, on zbierał tylko pochlebne recenzje. Wymieniano kluby do jakich miał trafić (AC Milan, FC Barcelona, Bayern Monachium), a kwota transferu miała wynieść co najmniej 10 milionów funtów. Teraz sytuacja wygląda inaczej. Jego błędy popełnione w meczach eliminacji mistrzostw świata w Bratysławie i Belfaście, które wpłynęły na porażki Polaków, spowodowały, że z bohatera stał się dla polskich kibiców autsajderem. "Limit pecha w kadrze już wyczerpałem po wszystkie czasy. Ostatni rok pokazuje jednak, jak szybko życie piłkarza może się zmienić. Ale nie powiem o sobie, że jestem w kiepskiej formie. W zakończonym sezonie popełniłem pięć poważnych błędów, mniej więcej tyle samo co w poprzednich, ale wtedy nikt nie wytykał mi błędów i nie rozdmuchiwał jakiejś jednej nieudanej interwencji" - powiedział Boruc. Bramkarz Celtiku Glasgow ma jednak wytłumaczenie swojej postawy. "Na moją formę w meczu w Belfaście czy wcześniej w Bratysławie wpłynęła sytuacja osobista" - przyznał. Chodzi o jego rozstanie z żoną Katarzyną i opiekę nad synem Aleksem. "Nie jestem jednak po rozwodzie. Tak samo, jak nieprawdą jest, że to ja ją zostawiłem, bo zakochałem się w innej kobiecie. Kasia wyprowadziła się pierwsza, przed mistrzostwami Europy, powiedziała, że ma dość takiego życia. Zresztą rozstawaliśmy się już dwa razy wcześniej" - stwierdził Boruc. "Podzieliliśmy majątek, dałem żonie naprawdę dużo, choćby pięć mieszkań w Warszawie. Obiecała mi rozwód, ale później z wszystkiego się wycofała. Polskie prawo jest takie, że jeśli w rodzinie jest małe dziecko, to nie dostanie się rozwodu, gdy moja żona powie w sądzie, że mnie kocha. Nie potrafię sobie teraz ułożyć życia, wyciszyć się, tak jak chcę" - dodał. Piłkarz nie potrafi też zrozumieć zachowania żony, gdy chodzi o Aleksa. "Kiedy jadę z wizytą do syna, nie mogę z nim posiedzieć sam przez dziesięć minut. Kaśka zakłada buty na obcasach tylko po to, by Alex cały czas patrzył na nią, kiedy chodzi obok. Jak wychodzę z nim na spacer, metr za mną idzie teściowa, bo boi się, że go porwę. Cała tamta rodzina uważa, że jestem niezrównoważony psychicznie, że jestem alkoholikiem" - powiedział. To nie wszystko. Według Boruca żona go szantażowała twierdząc, że nie zobaczy więcej syna. "Potrafiłby pan w takiej sytuacji wyjść na boisko w Belfaście i zatrzymać Irlandczyków?" - pyta dziennikarza "Rzeczpospolitej". Czytaj także: <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/aktualnosci/news/trener-celtiku-o-roli-boruca,1333398,19">Trener Celtiku o roli Boruca</a>