- Na początku ta reprezentacja wcale mi się nie uśmiechała - przypomina "Franz". - Dostałem przecież propozycję, chyba osiem lat temu, ale chciałem jeszcze pobudować coś z klocków w klubach. Poszedłem do Lubina, gdzie drużyna po sześciu kolejkach była ostatnia, a zrobiłem trzecie miejsce. W Poznaniu zacząłem układać zespół i też mi wyszło. Teraz dopiero dochodzę do wniosku, że do reprezentacji dojrzałem. Na razie jednak niewiele zapowiada, że z posadą pożegna się Leo Beenhakker. - Niech mu idzie jak najlepiej, bo wiem, jak to jest, gdy wszyscy dookoła źle życzą - powiedział Smuda. - Uważam jednak, że głównym błędem Beenhakkera było to, iż nie związał się z ludźmi, którzy na co dzień prowadzą polskie drużyny. Był niedostępny, wyniosły. Myślał, że jest najlepszy na świecie.