- W statucie PZPN jest zapis, że kadencja trwa cztery lata i raz do roku odbywa się walne sprawozdawcze, gdzie udziela się absolutorium poszczególnym członkom zarządu. Jeśli ktoś nie dostanie absolutorium, to nie znaczy, że musi z zarządu odejść. Jest to tak zwana żółta karta. Albo się weźmie do roboty, albo nie. Najważniejsze będzie wystąpienie szefa komisji rewizyjnej - ocenił Lato. Prasa spekuluje, że zarząd PZPN zamierza odstąpić od corocznych sprawozdań. - Nie ułatwia to członkom zarządu pracy. Gdyby chodziło o rzetelność - nie byłoby problemu. Gdy szef komisji rewizyjnej występuje o udzielenie absolutorium, to oznacza, że nie znaleziono uchybień w działalności związku. Znając działaczy - jak ktoś ma uraz do kogoś, to mimo tego może głosować przeciwko i nie udzielić absolutorium - wyjaśnił prezes PZPN, ale nie chciał powiedzieć, czy zarząd zaproponuje stosowną poprawkę do statutu. Wśród osób, które najgłośniej zabiegają o dymisję Laty, jest prezes Podkarpackiego ZPN Kazimierz Greń, który był jego najbliższym współpracownikiem w czasie kampanii wyborczej. - Powiem krótko - o komentarze odsyłam do pana Grenia, czy innych, którzy mnie krytykują. W tym kraju co drugi jest recenzentem, każdy jest mądry. Jestem w zasadzie spokojnym człowiekiem i rzadko się denerwuję, a jeśli już - to wiem co mam robić. Nie ma więc żadnej mojej reakcji na różne zaczepki - podkreślił Lato. Podsumowując rok działalności, prezes PZPN był krytyczny wobec siebie, ale jednocześnie bronił wielu kluczowych decyzji. - Nie był to ciekawy rok dla polskiego futbolu. Główny problem jest jeden - wyniki pierwszej reprezentacji. W pewnym momencie coś się wypaliło między trenerem Leo Beenhakkerem i zawodnikami. Z perspektywy czasu zastanawiam się, czy nie należało wcześniej siąść do stołu i dokonać zmian, jeśli chodzi o sztab szkoleniowy, selekcjonera. Piwo się wylało - powiedział Lato. - Jestem prezesem ponad rok i też popełniam pomyłki, nie jestem alfą i omegą. Gdybym zajmował stanowisko przez dziewięć lat jak Michał (Listkiewicz, poprzedni prezes PZPN), to byłbym kuty na cztery nogi. Jestem krytykowany, że podpisałem na dziesięć lat umowę z firmą Sportfive. Ale to jest nasz agent - dał sumę gwarantowaną, którą musimy otrzymać - nieważne czy coś zrobi. Kwota może być znacznie wyższa. Zakładany przez nich minimalny zarobek PZPN jest super, a ten optymalny - rewelacja. Podobnie kwestia umowy ze sponsorem technicznym. Dziś, przy takich wynikach reprezentacji, podobnej oferty by nie było - dodał. Mimo słabej postawy drużyny narodowej i niedawnych kłopotów z protestami kibiców od związku nie odwracają się sponsorzy. Firmy wspierające zespół narodowy liczą na duże zyski w związku ze zbliżającym się turniejem Euro 2012. Prezes PZPN liczy, że do przeszłości należą już konflikty z fanami reprezentacji. Ma natomiast żal do mediów, że niechętnie informują o pozytywnych sprawach związanych z działalnością związku i skupiają się na tropieniu afer. - Zmieniamy cały cykl szkolenia dzieci i młodzieży. Dzieci będą grały na małych boiskach, na ograniczonym polu i na małe bramki. Chodzi o to, by miały jak najwięcej kontaktu z piłką, a nie o zwycięstwa. Nawiązaliśmy również współpracę z Niemieckim Związkiem Piłki Nożnej. Uroczystość podpisania umowy została przełożona na prośbę prezesa DFB - chce on podpisać kontrakt osobiście i zrobimy to 5 lutego. Wyślemy do Niemiec ponad 60 trenerów - pojadą osoby z każdego województwa. Oni później będą szkolili trenerów do Orlików - zapewnił Lato. Prezes PZPN za osiągnięcie uważa dużą frekwencję na konferencji trenerów, w której uczestniczyło kilkuset szkoleniowców, przyjechali także goście z Anglii, Hiszpanii, Włoch, Belgii. Lato zwrócił też uwagę na akcję skierowaną do przedszkolaków - na Torwarze bawiło się kilka tysięcy najmłodszych dzieci - a także na turniej z udziałem ponad dwóch tysięcy szkół podstawowych. Maciej Malczyk