Okazuje się, że tymczasowy selekcjoner opowiada bajeczki, bo nawet nie bajki... Owszem w rzutach rożnych byliśmy lepsi - wykonaliśmy ich 11 ("Osiem do przerwy!" - piał z zachwytu Majewski), a Czesi tylko 6. Tyle, że we wszystkich innych bilansach wypadliśmy - przy gospodarzach stadionu przy Letnej - blado. Po pierwsze i najważniejsze - piłkarze Ivana Haszka strzelili dwa gole, a my żadnego. Po drugie oddali na bramkę aż 13 strzałów, podczas gdy my tylko 6. Czesi byli przy piłce 58 procent czasu gry, a my tylko 42 procent. Ekipę Majewskiego obnaża przede wszystkim liczba wygranych pojedynków - to jest zastraszające: Czesi wygrali ich aż 67, 1 procenta, a Polacy tylko 32,9 procenta. To tragedia!!! Rywal wyszedł zwycięsko z prawie 2/3 pojedynków, a my z niespełna 1/3... Tymczasem w "Przeglądzie Sportowym" Stefan Majewski przekonuje: "Nic bym nie zmienił", a w "Gazecie Wyborczej" Antoni Piechniczek uświadamia nas: "Nie wykorzystaliśmy żadnego rzutu rożnego, ale trzeba zwrócić uwagę, że każdy miał jakąś myśl przewodnią i był bity inaczej". Ludzie litości! Spójrzcie na wynik i jeszcze kilka liczb: superszybcy napastnicy Jeleń i Grosicki wspólnie byli tylko raz na spalonym, podczas gdy gospodarze aż 4 razy (to pokazuje aktywność piłkarzy przedniej formacji, a zarazem unaocznia, czy pomocnicy zagrywali jakiekolwiek piłki na wolne pole). Dokładność podań Czechów - 68,7 procenta, a Polacy tylko 59 procent, dokładność dośrodkowań - rywal 22,2 procenta, a "Biało-czerwoni" 10,3 procenta... Podam jeszcze tylko jedną daną: Czesi oszczędzali nogi - i swoje i rywala. Tylko 8 fauli, podczas gdy Polacy przewinili aż 19 razy... Wiem, że ambicje Majewskiego sięgały posady selekcjonera. Jednak powoli tracę szacunek nawet dla jego ambicji. Niech na wstępie powie szczerze - za Kazimierzem Górskim - iż "mecz można wygrać, przegrać lub zremisować". "Na Letnej przegraliśmy bo..." i tu powinniśmy usłyszeć od trenera kadry szczery obraz, tego co się działo. A nie bajeczki... CZYTAJ TAKŻE: Kiedy Polska wygra? W środę, bo...