Leo Beenhakker chorował na dziwną miłość do Pazdanów, Zahorskich. Stefan Majewski już na wstępie swojej selekcjonerskiej przygody zapałał zaskakującym uczuciem do Piotra Polczaka i bramkarzy, którzy już dawno skończyli 30 lat. I tak budujemy drużynę na Euro 2012. Reprezentacja Polski rozlazła się w szwach już pod batutą Leo Beenhakkera. Chcielibyśmy kiedyś poznać prawdę o ostatnich minutach meczu w Bratysławie, bo później już nie mieliśmy drużyny. Winą Holendra, w pewnym sensie, można obarczyć za to, że przez tak długi czas utrzymywał nas w ułudzie o sile narodowej ekipy. Rozmontował Portugalię, odesłał z kwitkiem Czechów. Wbrew wszelkim racjonalnym argumentom. Zamienił PZPN Leo na Stefana Beenhakkera nie ma. Trenera zmienić można zawsze, byle zastąpić go lepszym lub chociaż równorzędnym fachowcem. Lato i jego prawa ręka Antoni Piechniczek uparli się, że sytuację w kadrze uzdrowi Stefan Majewski. Ten sam, który właśnie doprowadził na krawędź przepaści najstarszy polski klub - Cracovię. Przez przypadek też "Doktor" ma najmniejsze poparcie u kibiców spośród wszystkich kandydatów na selekcjonera (dwuprocentowe, czyli 33-krotnie mniejsze niż lider - Franciszek Smuda). Majewski w tak krótkim czasie kadry zbawić nie mógł, ale mógł postąpić zgodnie z logiką. Z Czechami zagraliśmy fatalnie, choć rywal prezentował mocno przeciętną dyspozycję. Milan Barosz to już nie ten sam napastnik, który czarował na Euro 2004, czy w Liverpoolu. Tomasz Rosicky lata świetności ma już raczej za sobą. Ich następców Ivan Haszek jeszcze nie znalazł. Przez rokiem entuzjazmowaliśmy się wygraną z Czechami, ale wtedy nikt nie podnosił, że dzisiejsza ekipa Czechów nie jest już piłkarskim mocarstwem, tylko reprezentacją słabszą od Słowenii i Słowacji. Nie przez przypadek nie mają szans na wyprzedzenie w tabeli tych drużyn, ani na wyjazd na MŚ. Druzgocące Majewskiego fakty są takie, że pierwsza połowa wyglądała nieźle, bo Czesi ruszali się jak muchy w smole. Gdy tylko zaczęli biegać, to nasza obrona - a także Maciej Iwański, który miał nam zapewnić panowanie w środku pola - ugrzęzła jak w trzęsawisku. Kornery wymyślnie wykonywane "Ciekaw jestem garści pozytywów, które wydobędzie z tego meczu Stefan Majewski. Z pewnością wiele rzeczy mu się podobało" - napisał tuż po meczu w Pradze nasz felietonista Dariusz Wołowski. Miał nosa. W "Sportowej Niedzieli" TVP tymczasowy (?) selekcjoner zaskoczył prowadzącego frazą: - Panie redaktorze, to ja panu zadam pytanie. Kiedy ostatnio reprezentacja grając na wyjeździe miała osiem rzutów rożnych i to tylko w pierwszej połowie?! To dowód na to, że graliśmy ofensywnie. Piewca talentu selekcjonerskiego i szkoleniowego "Doktora" - Antoni Piechniczek podchwycił argument o mnogości rożnych: "I na dodatek każdy z kornerów był wykonany w inny sposób, tyle mieliśmy pomysłów". Do głosicieli wielkości selekcjonera Majewskiego najwyraźniej dołączył też prowadzący studio w TVP po transmisji meczu, który w pół zdania przerwał krytyczną analizę Macieja Szczęsnego: "My tu sobie jeszcze prywatnie porozmawiamy, tymczasem dziękujemy Państwu, dobranoc". Wnioski? Wystąpmy do UEFA o wprowadzenie zasady "trzy rogi - karny". Podwórkowe reguły dobre na podwórkowy poziom. O honor, o honor. Czyli o nic Trudno zrozumieć zamieszanie, jakie "Doktor" wprowadził na bramce. Najpierw z wielkim rozgłosem powołał Jerzego Dudka, choć ten od trzech lat siedzi na ławce (w Liverpoolu, a ostatnio w Realu), po to by znów go posadzić w rezerwie. W środę Dudek wejdzie między słupki, ale nie dlatego, że zawiódł Wojciech Kowalewski. Po prostu selekcjoner z góry ustalił, że bez względu na to, jak bramkarz Iraklisu Saloniki wypadnie w starciu z Czechami, i tak w meczu ze Słowacją wyląduje na ławce. Motywujące. Szczęsny w TVP próbował zwrócić uwagę na to, że szaleństwem było stawianie w obronie na czterech ludzi, którzy zagrają ze sobą po raz pierwszy w życiu. Poza Polczakiem - pozostała trójka, to wyróżniający się w naszej lidze na swoich pozycjach piłkarze (Rzeźniczak, Głowacki, Gancarczyk), ale faktycznie o zgraniu po kilku treningach nie mogło być mowy. "Scenariusz przewiduję taki, że przegramy z Czechami i na chłopaków wyleje się taka fala krytyki, że w meczu ze Słowacją staną na głowie i wygrają. W PZPN-ie powiedzą, że to zasługa Stefana i powierzą mu kadrę do Euro 2012" - prorokował w rozmowie z nami ekspert Canal+ Grzegorz Mielcarski. Już niewiele brakuje, by jego prognoza się ziściła. No i mamy w środę kolejny mecz o honor. Czyli o nic. A w takich sytuacjach nie warto z nami zadzierać! CZYTAJ TAKŻE: <a href="http://sport.interia.pl/raport/elms2010/eliminacje-ms2010/news/kolton-bajkopisarz-majewski,1381436,4979">Kołtoń: Bajkopisarz Majewski</a>