Sadzając Obraniaka na ławce Leo Beenhakker pokazał, że drużyna jest ponad jednostki. W meczu z Grekami ważniejsze było sprawdzenie formy wszystkich graczy, na których barkach spocznie sprawa awansu na mundial w RPA, niż przekonanie się, co może wnieść do kadry zawodnik nowy. Poza tym pomocnik Lille dostał sygnał, że drużyna ma swoją hierarchię i nie jest koniecznością stawianie go w roli mesjasza. Sam Obraniak bał się tego bardzo. Przez 45 minut mógł popatrzeć jak gra drużyna Beenhakkera, przekonać się, że kołem zamachowym pchającym polski atak jest Kuba Błaszczykowski i z tą wiedzą zadebiutować w drugiej połowie. Wszedł za Ebiego Smolarka, któremu Beenhakker dał szansę w bardzo ciężkim momencie (Racing rozwiązał z nim kontrakt). Ebi walczył, pokazał serce, nie odstawał formą od kolegów, ale czas, gdy sam rozstrzygał mecze wydaje się dziś bardzo odległy. Tym, którzy zastanawiali się czy Leo widzi Obraniaka w środku, czy na skrzydle Holender dał na początku drugą odpowiedź. A że szczęście debiutantów kocha, już po kilkudziesięciu sekundach Marcin Wasilewski strzelił na bramkę, piłka odbiła się od nóg Obraniaka i Polska prowadziła 1:0. Gola zaliczono obrońcy, tak czy siak jednak dla polskich piłkarzy był to spóźniony akt sprawiedliwości za bezwzględną dominację w pierwszej połowie. Grecy głównie się wtedy bronili i przeszkadzali. Potem Obraniak miał kilka niezłych podań, ale jest zupełnie innym typem piłkarza niż Smolarek - mniej napastnikiem, bardziej rozgrywającym, toteż w 74. min dostał szansę gry w środku, gdy Rogera zmienił Łobodziński. Zdecydowanie najtrudniejsze chwile Polacy przeżywali po stałych fragmentach dla Greków, w 73. min Boruc musiał ratować prowadzenie. Niedługo potem Obraniak zdobył drugą bramkę: po akcji Błaszczykowskiego i asyście Brożka uderzył czysto i mocno. Nie było już wątpliwości, kto jest strzelcem. Debiutant miał prawo być po meczu szczęśliwy, ale twierdzenie, że szturmem wszedł do podstawowego składu byłoby nadużyciem. Drużyna narodowa wciąż ma znane atuty: Błaszczykowskiego, Mariusza Lewandowskiego, a także znowu Boruca, który w tych eliminacjach zawalił dwa ostatnie mecze. Za trzy tygodnie może mieć okazję do rehabilitacji na Irlandczykach. Polacy będą skazani na zwycięstwo, a trzy dni później na wyjazdowy triumf nad Słowenią. Bez tego o mundialu w RPA marzyć się nie da. A Obraniak? Zrobił dziś sporo, by tych kluczowych meczów nie oglądać z ławki. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1759897">DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU</a>