Selekcjoner biało-czerwonych potrafi sobie radzić z przedmeczowym stresem. Na konferencji prasowej na Stadionie Śląskim. W sobotę gramy być może najważniejszy mecz w ramach eliminacji do MŚ 2010 r., ostatnio gra Polaków - lekko mówiąc - kuleje, a Beenhakker zachowywał się jak przed rutynowym spotkaniem ligowym. Był zrelaksowany, uśmiechał się, żartował do dziennikarzy. Tylko zaczerwieniony kolor skóry może oznaczać, że także u Leo rośnie przedmeczowe ciśnienie. Beenhakker nie chciał słyszeć porównań do sytuacji sprzed dwóch lat, gdy po słabym występie z Finlandią, niezłym z Serbią w walce o Euro 2008 pokonaliśmy na Śląskim Portugalię. - Wszystko było inne, przeciwnicy, nasi piłkarze, których mam w kadrze, a przede wszystkim to, że teraz jesteśmy liderami grupy - wyliczał. - Staram się nie doszukiwać takich zależności. To tak, jakbym żył meczem sprzed 20 lat Realu Madryt z Górnikiem Zabrze. Tradycyjnie już Leo unikał zdradzania szczegółów odnośnie wyjściowego składu. Także w pytaniu jednego z dziennikarzy o to, czy nie zastosujemy taktyki gry wysokim i niskim napastnikiem, jak kiedyś w Borussi dowodzili Czesi Jan Koller i Tomasz Rosicky. - To sprytne pytanie, bo mamy tylko jednego dużego zawodnika w reprezentacji (Sosin) i każdy próbuje dociec, kto zagra - uśmiechał się Leo. - Na pewno nie mamy tu Żurawskiego i Rasiaka, a z nimi graliśmy na zasadzie "duży i mały". Beenhakker trochę zazdrości dziennikarzom. - Fajny macie zawód, zawsze przy okazji takich meczów możecie sobie pozwolić na dyskusje i spekulacje, przedstawiać swojej "jedenastki". Dyskutujecie kto powinien grać - Boruc, czy Fabiański. Nawet przedstawiacie warianty ustawień: "wariant nr 1 " i wariant nr 2". Ja natomiast nie mam dwóch wariantów. Muszę wybrać optymalną "jedenastkę" i zrobić to bez pomyłki. Nad tym się właśnie koncentruję - tłumaczył Holender. Selekcjoner Orłów nie wdawał się w dywagacje, czy Czesi zagrają na jednego napastnika, czy na dwóch. - Widzieliśmy mecze Czechów z Irlandią Północną i z Anglią i nie wiemy jak zagrają - z jednym, czy z dwoma napastnikami. Wiem jedno, my musimy zagrać jak najlepszy mecz - podkreślał. Co wyniknęło z analizy gry naszego rywala? - Często przy rozpracowaniu gry rywala mówię: chłopcy - oni są dobrzy, ale tylko w momencie, w którym mają piłkę. Jedyny sposób, żeby ich unieszkodliwić, to nie dać im pograć. Tak samo jest z Czechami. Każdy z nich potrafi rozgrywać piłkę, stosują dobre dalekie podania. Milan Barosz ma wysokie umiejętności, to silny punkt, tak samo jak lewa strona. Grają zespołowo i to decyduje o ich jakości. Wysokie umiejętności wynieśli z zachodnich klubów, w których grają - opowiadał trener Beenhakker. - Natomiast nie mam zamiaru wyolbrzymiać rywala. Jak się obejrzy mecz z Irlandią Północną, to nie dojdzie się do wniosku, że Czesi mieli ogromną przewagę. Gra rozkładała się 50 na 50 - przypominał Leo. Choć szkoleniowiec Orłów nie lubi wspominać historii, to z lutowej wygraną z Czechami na Cyprze próbuje dodać naszym piłkarzom wiary we własne umiejętności. - Tamten mecz pokazał, że możemy rywalizować z najlepszymi drużynami Europie. Pokazaliśmy wtedy, że możemy wytrzymać grę na tak wysokim poziomie i nawet ją wygrywać - dodał Leo pozwolił sobie też na refleksję na temat zanikających różnic w poziomie gry reprezentacji najsilniejszych krajów i teoretycznych "słabeuszy". - Podczas zgrupowania w Wronkach siedzieliśmy na kawie z Łukaszem Sosinem i rozmawialiśmy o tym, co się stało. 15 lat temu Ajax wygrywał z mistrzem Cypru Omonią Nikozja chyba 10:0. A teraz futbol na Cyprze rozwinął się bardzo. Postawili tam na zagranicznych zawodników i trenerów, a oni poprawiają jakość piłki - mówił Beenhakker. Czy ewentualna wygrana doda Polakom skrzydeł? - Pewnie, tak jak powinno im dodać otuchy to, że jesteśmy liderami w tej grupie - zakończył Leo. Michał Białoński, Chorzów