Rozmowa z nSportem to pierwszy długi wywiad, jakiego od "afery lwowskiej" udzielił Artur liczącemu się medium. Wywiadów z nim brakowało, za to brukowce aż kipiały od materiałów traktujących o tym, jak to Boruc zdradzał żonę i z kim to robił. "Holly Goalie" nie kryje pretensji do tych mediów, które bardziej interesują się jego życiem prywatnym niż zawodowym. - Jeśli chodzi o moje życie zawodowe, to absolutnie nie mam sobie nic do zarzucenia. Staram się trenować jak najlepiej, jak potrafię, i na tym się skupiam. Owszem, popełniłem kilka błędów, ale każdy je popełnia. Poza tym, nie było ich jakoś szczególnie dużo. W każdym sezonie zdarzało mi się kilka potknięć. Czasami zastanawiam się, co mógłbym zrobić lepiej i słucham opinii osób, które są zupełnie bezstronne. Staram się analizować rzeczy, które wpłynęły na moją psychikę - nie ukrywa Boruc. Oprócz wspaniałych chwil, które dla Boruca wiązały się z wyśmienitymi interwencjami podczas Euro 2008, czy w meczu z Czechami, Artur miał też wpadki, jak w meczu ze Słowacją, czy w dwóch meczach ligowych (w sierpniowych derbach z Rangersami i w grudniowym spotkaniu z Hibernianem, gdy puścił gola z 40 metrów). - Życie bramkarza jest takie, że o tych przyjemniejszych, wspanialszych jego chwilach szybko się zapomina i eksponuje się te słabsze - rozkłada ręce Artur. Nie brakuje spekulacji na temat ewentualnej przeprowadzki najlepszego polskiego bramkarza z Celticu do silniejszej ligi - hiszpańskiej, bądź angielskiej. Ostatnio na "tapecie" są Atletico Madryt i Newcastle United. Konkretnych ofert brakuje, ale Artur podkreśla, że z chęcią zmieniłby otoczenie ze Szkocji na Hiszpanię czy Anglię. Dodaje jednak, że "nic na siłę".