W dwóch ostatnich spotkaniach Polacy przegrali 0-6 z Hiszpanią i 0-3 z Kamerunem. Od 387 minut nie zdobyli bramki. Błaszczykowski, jeden z liderów reprezentacji przyznaje, że drużynie prowadzonej przez Franciszka Smudę potrzeba jeszcze trochę czasu. - Tak naprawdę to nie wyszły nam dwa ostatnie mecze. Z Serbami graliśmy całkiem nieźle, wcześniej z Finlandią też, choć do pełni szczęścia brakowało bramek. To w tej chwili nasz główny problem, potrzebujemy jeszcze trochę czasu, żeby to wszystko się zazębiło - tłumaczy Błaszczykowski po ostatnim treningu reprezentacji na zgrupowania w Grodzisku Wielkopolskim. - Przyszedł nowy trener, z nową filozofią, a my staramy się ją poznać. W kadrze nastąpiła też zmiana pokoleń, jest sporo nowych, młodych piłkarzy, którzy wcześniej nie mieli większej styczności z piłką międzynarodową. To jest tak, jak z nową pracą. Gdy cię przyjmują, nie od razu wiesz co masz robić. Ktoś bardziej doświadczony ci podpowie, od czego masz zacząć. I nie wrzucają cię, nie wiadomo gdzie i nie każą ci pracować na najdroższej maszynie, tylko najpierw jesteś pomocnikiem, a dopiero potem przesuwasz się w tej hierarchii. W naszej reprezentacji wygląda to podobnie - zaznaczył. Piłkarz Borussii Dortmund stara się jednak zrozumieć zniecierpliwienie kibiców i krytykę za słabą grę. On sam przyznał, że po przegranym spotkaniu z Kamerunem był mocno rozżalony i rozczarowany postawą zespołu. - Rozumiem kibiców, którzy mogą zadawać sobie pytanie, czy po tych dziewięciu miesiącach, nasza gra nie powinna lepiej wyglądać. Ja, gdybym był kibicem, po ostatnim naszym meczu też byłbym zdenerwowany i nie wiem, czy bym nie zażądał zwrotu pieniędzy za bilet. Kibice mają swoje prawa, ciężko pracują i nieraz 1/10 swojej pensji wydają na to, by nas oglądać. I wymagają, byśmy dobrze grali i wygrywali. Po takich spotkaniach jak z Kamerunem jest mi podwójnie przykro. Dlatego najwyższy czas wlać trochę optymizmu w serca naszych kibiców, bo na razie nie daliśmy im powodu, żeby czuli się szczęśliwi - przyznał. Polscy piłkarze przez najbliższe dwa lata będą rozgrywać tylko mecze towarzyskie, ale Błaszczykowski zapewnia, że w przypadku gry w reprezentacji nie ma to istotnego znaczenia. - Musimy mieć świadomość, że reprezentujemy 40-milionowy kraj. To powinno wystarczyć, żeby znaleźć dość motywacji i chęci do gry. To jest drużyna narodowa i nie wyobrażam sobie by nie grać na 100 procent. Może brakować umiejętności, ale nigdy zaangażowania i woli walki. Nie powinniśmy więc myśleć, czy gramy towarzyski mecz, czy o punkty - podkreślił piłkarz Borussii Dortmund, który z małym opóźnieniem dotarł na zgrupowanie do Grodziska Wlkp. Z powodu kontuzji przechodził krótką rehabilitację w Piekarach Śląskich. - Doznałem delikatnego naderwania mięśnia czworogłowego. Nie była to wielka kontuzja, potrzebowałem tygodnia czasu, żeby wrócić do pełnej sprawności. Teraz już wszystko jest w porządku" - wyjaśnił. Błaszczykowski nie ukrywa, że myśli już o Euro 2012, które określa mianem "najważniejszej imprezy w karierze". - Każdy z nas powinien zadać sobie jedno podstawowe pytanie - czy wie po co tu jesteśmy i jaką przed sobą mamy imprezę. Zegar tyka i tego czasu pozostaje coraz mniej. To być może będzie najważniejsza impreza w naszej karierze sportowej. Obyśmy nie mieli później sobie do zarzucenia, że nie przepracowaliśmy tego okresu jak należy, że źle byliśmy przygotowani, bo to już też kiedyś słyszeliśmy - podsumował.