Arkadiusz Głowacki - w założeniach Franciszka Smudy - ma być filarem defensywy kadry. Owszem, zdarzają mu się słabsze mecze, jak ten z Niemcami, ale więcej było takich, jak ten z Norwegią (1-0), gdy był cierniem w oku rywali. Agresywne krycie, wyprzedzanie rywala w przyjęciu piłki i wygrywanie pojedynków główkowych - to jego znaki firmowe. "Głowa" jest niezastąpiony również jako dobry duch zespołu. Mimo ciężkich doświadczeń z kontuzjami, a może właśnie z ich powodu, ma silną psychikę, zawsze stara się szukać pozytywów. Gdy po meczu z Meksykiem zagadnąłem go o to, czy nie widzi problemu w tym, że większość naszych piłkarzy z lig zagranicznych grzeje ławę, odpowiedział z uśmiechem: "Nie ma co dramatyzować. Sytuacja każdego zawodnika zmienia się z dnia na dzień. Szczególnie w klubach zagranicznych dochodzi do sporej rotacji w składach. Jeśli do meczów ligowych dojdą w kilku przypadkach, jak w naszym, czy Borussii Dortmund Liga Mistrzów, puchar kraju, to każdy będzie miał szansę załapać się na jakiś kawałek tego piłkarskiego tortu i zagra taką ilość meczów, która pozwoli mu utrzymać wysoki poziom." Trudno znaleźć drugiego tak utalentowanego piłkarza, któremu rozwój kariery w równym stopniu blokowały i nadal blokują problemy zdrowotne. Nasz piłkarz znowu opuszcza boisko z powodu kontuzji, a przecież poprzednio serwisy donosiły o jego problemach zdrowotnych trzy miesiące temu, 24 września: "Z powodu urazu boisko już w 31. minucie musiał opuścić obrońca Trabzonsporu Arkadiusz Głowacki w wygranym przez jego zespół 3-1 meczu z Karabuksporem." Urazy powodują, że wielu trenerów obniża notę Arkowi, albo wręcz go przekreśla. - Głowacki? Wszystko byłoby dobrze i bylibyśmy całkowicie zadowoleni, gdyby tylko rozegrał więcej meczów, ale przeszkadzały mu w tym kontuzje - tak ocenił stopera reprezentacji Polski po sezonie 2010/2011 trener Trabzonsporu, Senol Gunes. - Głowackiego przestałem powoływać, choć to świetny piłkarz, ale im dłużej gra się toczy na wysokim poziomie, on staje się bardziej podatny na kontuzję - to diagnoza Leo Beenhakkera, gdy podczas analizy przyczyn porażki na Euro 2008, na pytanie: "Kogo z polskim paszportem mogłem powołać, by obrona nie była dziurawa?", mój kolega z "Gazety Wyborczej", Robert Błoński rzucił: "Głowacki". Selekcjoner reprezentacji Polski, Franz Smuda to twardy człowiek. On wierzył i wciąż wierzy w Arka. - Jeśli tylko będzie zdrowy, wyślę mu powołanie - deklarował za każdym razem. Tak mocną pozycję u Franza mają jeszcze Jakub Błaszczykowski, Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny. Jeśli tylko będą poruszać się o własnych siłach, a nie o kulach, to na Euro 2012 pojadą. Trzeba na nich teraz dmuchać i chuchać. - Dużo spotkań ominęło mnie z powodu urazów, zdecydowanie za dużo. Ale nawet nie chcę ich liczyć, wolę nie pamiętać dokładnej liczby. Co mam zrobić, muszę radzić sobie z problemami zdrowotnymi i umieć z nimi żyć - mówił 11 miesięcy temu Arek, gdy po długiej, prawie półtorarocznej przerwie związanej z urazami, wrócił do kadry, by rozegrać świetny mecz z Norwegią. Wydawało się, że najgorsze ma już za sobą. To dobry duch reprezentacji Polski. Na swego naturalnego następcę na pozycji stopera typował go nawet były kapitan Jacek Bąk, a trener Wisły Kazimierz Moskal wymienia go bez chwili zastanowienia jako najlepszego piłkarza, z jakim kiedykolwiek grał, bądź pracował w roli trenera. Można teraz tylko mocno zaciskać kciuki, by enta kontuzja Arka "Głowy" okazała się lekką.