Nie jest łatwo grając ogony w swym klubie, będąc wyszydzanym w bulwarówkach, zagrać w reprezentacji i wszystkich zachwycić. Robertowi Lewandowskiemu to się udało. Spodziewałem się, że "Lewy" będzie miał ciężko w Bundeslidze, gdzie obrońcy są o klasę lepsi od tych, z którymi radził sobie w Polsce. Niemieckie bulwarówki chcą go wykreować na fajtłapę, bo gdy już nie miał przed sobą obrońców tylko pustą bramkę, to zdarzyło mu się zmarnować jedną czy dwie sytuacje. Czarny scenariusz, że nasz młody napastnik, który był liderem Lecha, w Borussii będzie tylko rezerwowym, zrealizował się i będzie pewnie obowiązywał przynajmniej do momentu, kiedy lider ekstraklasy Niemiec nie sprzeda Lucasa Barriosa. Gdy tylko wszyscy w kadrze Juergena Kloppa są zdrowi, Robert najczęściej pojawia się na boisku w 75. minucie. Grając po 15-20 minut w meczu trudno utrzymać wysoką formę - to powie każdy piłkarz. Obawiałem się zatem, że "Lewy" w reprezentacji nie będzie już tak błyszczał, jak dawniej. Mecz z Norwegią rozwiał te obawy. Akcja z 19. minuty była przedniej marki. Było w niej wszystko - pomysł, technika (zwód podeszwą), siła (przepchnięcie stopera) i dynamika - potężny i precyzyjny strzał lokujący piłkę tuż przy słupku. Mało tego, Robert wytrzymał trudy całego meczu, co nie było łatwe, gdyż druga połowa polegała głównie na pogoni za piłką, walce o nią, a to napastnika nie cieszy tak bardzo, więc i sił więcej kosztuje. Główny krytyk chwali za Norwegię Różne są opinie po meczu z Norwegami. Rozumiem, że nikt nie popada w euforię, bo to sparing, ale też nie brakuje słów krytyki, malkontentów jest ciągle wielu. Gdy Franciszek Smuda na początku kadencji przegrywał, choć zespół stwarzał sporo sytuacji (np. w meczu z Australią), fala krytyki osiągała wysokie stany i wyliczano, od ilu meczów "znowu nie wygrywamy". Teraz, gdy Polska wygrywa trzy mecze z rzędu (Wybrzeże Kości Słoniowej, Mołdawia, Norwegia), wielu znowu boli, że stwarzamy mało sytuacji, a z Norwegami oddaliśmy tylko jeden celny strzał. To nawet główny krytyk kadry i PZPN-u Jan Tomaszewski pochwalił zespół za starcie z Norwegami: "Sztuką jest wygrać mecz, w którym przez 70 minut na boisku rządzi rywal". W takich chwilach warto mocno trzymać się ziemi i pamiętać o kilku faktach. Norwegowie mają zespół, który prowadzi w eliminacjach ME w grupie z Danią i Portugalią, a w rankingu FIFA jest o 60 pozycji przed nami. Kluby norweskie kilka dni przed spotkaniem reprezentacji niemiłosiernie zlały wicelidera naszej Ekstraklasy - Wisłę Kraków (0-2 z Molde, 0-4 z Valerengą i 0-2 z Aalesunds). Z tych konfrontacji wynikało, że Norwegowie biją nas na głowę przygotowaniem fizycznym. Na dodatek Smuda nie miał komfortowej sytuacji. Znowu musiał na nowo układać obronę, gdyż do zdrowia wrócił Arkadiusz Głowacki, na którego Franz czekał od początku kadencji. Wobec kontuzji Łukasza Fabiańskiego między słupki selekcjoner posłał bramkarza (Wojciech Szczęsny), który grał dopiero drugi mecz w kadrze rozgrywał. Jakby tego było mało, nasz najlepszy defensywny pomocnik Rafał Murawski ostatni mecz rozegrał 7 grudnia (0-2 z Barceloną), a później zajmował się przeprowadzkami z Kazania do Poznania, więc nie mógł być w wysokiej dyspozycji. Na dodatek napastnik Ireneusz Jeleń dochodzi dopiero do siebie po kontuzji. Eksperymenty się udały Najważniejsze, że wszystkie - zarówno te wymuszone (bramkarz), jak i planowane (Głowacki) eksperymenty się udały. Wojciech Szczęsny - poza jednym złym obliczeniem wysokości lotu piłki (nie sięgnął jej) - spisał się znakomicie. Był pewny na linii i na przedpolu, dokładnością imponowały jego dalekie wykopy. Kamil Glik przegrał jeden pojedynek główkowy z wyższym o głowę Hangelandem z Fulham, ale udanych interwencji miał znacznie więcej. Zdecydowaniem i spokojem imponował Głowacki. Obaj nie dopuścili do tego, by Norwegowie mieli choć jedną stuprocentową sytuację. Nietrudno znaleźć pomeczowe opinie, że słabiej zagrał Jakub Błaszczykowski. Absolutnie się z nimi nie zgadzam. Niektórzy mogą odnosić takie wrażenie z uwagi na to, że po przejęciu opaski kapitańskiej Kuba zmienił styl gry. Teraz cechuje go odpowiedzialność za losy zespołu, równie często baczy na to, co się dzieje w naszych tyłach, jak w ofensywie. Za kadencji Leo Beenhakkera "Błaszczu" również był liderem, jego rajdy prawą stroną siały największy zamęt w szeregach rywali. Teraz gra bardziej ekonomicznie, mądrze rozkłada siły, by starczyło ich na całe spotkanie. Nie drybluje już tak efektownie, ale mądrymi podaniami na jeden, dwa kontakty potrafi jeszcze szybciej zdobyć teren na połowie rywala. Tak grające pod wodzą Błaszczykowskiego "Orły" są ciężkim do ogrania rywalem dla każdego. Przekonała się o tym Norwegia, a wcześniej naszpikowane gwiazdami Wybrzeże Kości Słoniowej. Kapitan okrętu - Franz Smuda obrał dobry kurs na Euro 2012. <a href="http://michalbialonski.blog.interia.pl/?id=2031237">Dyskutuj na blogu Michała Białońskiego</a>