INTERIA.PL. Kolonia to najbardziej rozrywkowe miasto w Niemczech, a miejscowy karnawał jest słynny na całym świecie. Sławomir Peszko: - Raz poszedłem na imprezę karnawałową - tutaj jak nie jesteś przebrany, to nie masz prawa poruszać się po ulicach. Więc szybko kupiłem perukę. Jednak o jakimś długim balowaniu z mojej strony nie ma mowy. Teraz siedzimy - ja przy "koelschu" (tradycyjne piwo w Kolonii), a ty przy coca-coli... Nawet jednego "koelscha" nie wypijesz, oglądając mecz Manchester United - Chelsea? - Czasami jedno piwo wypiję - gdy po meczu idziemy do loży VIP, to nawet wiceprezydent klubu nas częstuje. Jednak przyrzekłem sobie, że na kadrze już nigdy nie sięgnę po piwo. Nawet jakby wszyscy mieli pić piwo, to ja zamówię wodę lub colę. Będę jak Roger... Jak Roger? - Dokładnie - jak Roger Guerreiro, który w ogóle nie pije alkoholu... Wyleciałeś z hukiem z kadry, to teraz się pilnujesz. - To co wówczas wydarzyło się w Krakowie, nie powinno mieć miejsca. Jednak nie chcę wdawać się w szczegóły. Zresztą najpierw żona Anna zmyła mi głowę. Ostatnio mówi, że co trzy miesiące pakuję się w jakiś problem. A to latem afera transferowa - kiedy to poleciałem do Aten, aby negocjować z Panathinaikosem, a to jesienią piwo w Krakowie, w grudniu znowu transferowe zamieszanie. Teraz już dość z aferami. Interesuje mnie miejsce w składzie na Euro 2012. Temu podporządkowałem wszystko. A afera w Poznaniu? - Proszę mnie z tym nie łączyć. Mam wrażenie, że za chwilę, jak kucharz ugotuje na kadrze złą zupę, to też o tym będzie w mediach. Coraz więcej pojawia się różnych rzeczy niezwiązanych z piłką. Nie ma co ukrywać - bierze się to również z braku wyników. Kadra grałaby dobrze, byłyby wyniki, byłaby inna rozmowa. A tak wszystko się gotuje... Wejście do Bundesligi masz znakomite. Pewne miejsce w składzie, dziesięć meczów zagrałeś z dwunastu, w większości z nich byłeś czołowym piłkarzem FC Koeln, na koncie pięć bezpośrednich asyst. - Asysty są i cieszą, ale ciągle czekam na pierwszą bramkę... W grudniu zostawiłeś Lecha, aby przejść do FC Koeln. - I byłem za to mocno krytykowany... Też żałowałem, że nie zostajesz na mecze Ligi Europejskiej z Bragą. - No tak, ale Bundesliga to inny świat. Tutaj co tydzień gram takie mecze, jak w Lidze Europejskiej. A to Bayern Monachium, Borussia Dortmund, Schalke, Bayer Leverkusen... Wiedziałem, że zostając w Polsce, nie rozwinę się. W Niemczech już 15 stycznia walczyłem o punkty, a w Polsce nie wiem, czy zacząłbym trenować. Zawsze chciałem wyjechać na Zachód. Interesował się mną Panathinaikos oraz Hoffenheim, ale najbardziej konkretna była Kolonia. Trener Frank Schaefer przyjechał do Salzburga na ostatni mecz Ligi Europejskiej, aby przekonać się o twojej wartości. - Zgadza się - po tym meczu podjął decyzję na tak. Zaczął się wyścig z czasem. Miałem nowy kontrakt z Lechem, w który latem 2010 roku wpisana została klauzula odstępnego, mająca wejść w życie po 1 stycznia 2011 roku. Przeglądając umowę w grudniu okazało się, że punkt bez mojej wiedzy został zmieniony i mogę odejść, ale do 1 stycznia i to jeśli sam wpłacę na konto Lecha określoną sumę (1,7 miliona złotych - przypis red.). Tak naprawdę nie chcę do tego wracać, choć słowa wypowiedziane przez prezesa Andrzeja Kadzińskiego mocno mnie zabolały... Klauzulę - za sprawą Andrzja Grajewskiego - pomógł mi zapłacić Franz Josef Wernze, jeden ze sponsorów FC Koeln. Myślę, że nie zawiodłem ich oczekiwań. Znalazłem się w fajnym otoczeniu, gdzie królem jest Łukasz Podolski, a bardzo mi pomaga Adam Matuszczyk.