Jeden ze sponsorów reprezentacji Polski, "Hoermann" głosił na bandach reklamowych: "brama roku". Brawo dla Hoermanna, ale gwizdy dla PZPN-u. Polska - Bośnia to był kit roku. Widziałem dziesiątki meczów jesienią, ale tak słabego przez ostatnich kilka miesięcy nie doświadczyłem. Na 175 dni przed finałami Euro 2012 trwało poszukiwanie... Właśnie, ale poszukiwanie czego? Piłkarzy do kadry Franciszka Smudy? Nie żartujmy. Przecież Waldemar Sobota - który debiut uczcił bramką - nie ma żadnych szans, aby znaleźć się w 23-osobowej kadrze na finały ME. Nie ma tych szans nawet as lidera T-Mobile Ekstraklasy, Sebastian Mila... Może Marcin Kamiński z Lecha to będzie odkrycie wiosny 2012 roku, ale czy przesądzi o tym występ w Turcji? Co ciekawe spotkanie nie wywołało wrażenia nawet na bukmacherach, którzy za granicą korzystają z okazji, aby się pokazać na bandach reklamowych. Pokazał się tylko "Bet-at-home", natomiast najbardziej aktywni bukmacherzy na polskim rynku - "Expekt" i "Betclik", zrezygnowali z tej możliwości. Zapewne przeczuwali, że kibice musieliby się wykazać nie lada determinacją, aby siedzieć przed telewizorami w piątkowy wieczór. Na trybunach było może kilkunastu widzów. Obrazki trybun były niesamowite. Realizator pokazywał je często. Pustka, pustka i jeszcze raz pustka. Do Kundu nie pojechali polscy dziennikarze, a komentarz TVP też odbywał się z "dziupli" w Warszawie. Tak budowany jest klimat przed finałami Euro 2012... "Nie strzelajmy samobójów" - tak zatytułowany był list otwarty "pierwszej ligi sportu, kultury, polityki i biznesu". Ciekawe, jak panowie podpisani pod listem skomentują mecz Polska - Bośnia? Może wezwą, abyśmy się zjednoczyli i nie krytykowali? Piątkowe spotkanie przekonało po raz kolejny, że mecze poza terminami FIFA, nie mają żadnego sensu. Stanowią tylko jakiś element biznesowej układanki między PZPN, Sportfive, a TVP. Telewizja publiczna dała się nabrać na kontrakt, który deprecjonuje spotkania międzypaństwowe. I trwa to od lat... <a href="http://romankolton.blog.interia.pl/?id=2179266">Dyskutuj na blogu Romana Kołtonia</a>