Nowak niedawno rozstał się z Philadelphia Union, wcześniej prowadził D. C. United, reprezentację USA do lat 23, z którą awansował do igrzysk olimpijskich w Pekinie. Był także asystentem trenera pierwszej reprezentacji USA. Kiedy kilka tygodni temu pojawił się w Polsce, zaczęto wiązać tę wizytę z negocjacjami z szefostwem PZPN w sprawie objęcia posady selekcjonera reprezentacji Polski. - Nie, to była wyłącznie prywatna wizyta. Odwiedziłem znajomych, rodzinne strony. Zawsze jest miło wrócić do kraju - dementuje Nowak, niegdyś świetny piłkarz. - Miałem nadzieję spotkać się z Wydziałem Szkolenia na rozmowie kwalifikacyjnej, ale jak do tej pory nie było ze strony PZPN-u woli takiego spotkania - dodał. Nowak odpiera zarzuty, że po ponad dwudziestu latach mieszkania za granicą nie poradziłby sobie z polskimi realiami. - Jestem facetem, który potrafi się dostosować. Nie miałbym żadnego problemu z aklimatyzacją. Byłem w Turcji, Szwajcarii, Niemczech a teraz w USA - krajach, które różnią się od siebie kulturą i mentalnością, a jednak wszędzie dałem sobie radę, ale najważniejsze jest przecież to, że jestem Polakiem, który tu się urodził, żył i pracował. Dziewiętnastokrotny reprezentant Polski przekonuje, że nie miałby wygórowanych żądań finansowych wobec związku. - Nie ma co dywagować na ten temat, ale to byłby najmniejszy problem. Jeżeli będzie tylko jakieś zainteresowanie moją osobą, to chętnie przedstawię swoje pomysły i wizje. Nie jestem katem! - odparł na pytanie, czy dawał solidny wycisk piłkarzom Philadelphia Union. Podobno niektórzy z nich skarżyli się na niego, że jego treningi były tak ciężkie, że podczas nich wymiotowali. - To nieprawda. Poza tym Jurgen Klinsmann, aktualny trener kadry USA, w jednym z wywiadów powiedział, że MLS to jedyna liga na świecie w której nie trenuje się dwa razy dziennie. Niedawno na obozie reprezentacji, przed meczami eliminacyjnymi do MŚ, powołani przez "Klinsiego" piłkarze mieli pobudki o siódmej rano, a następnie trenowali trzykrotnie. Podczas Euro słyszałem wiele pustych słów: "damy z siebie wszystko", "jedziemy na maksa" itd. W USA nie mówimy tyle, tylko pracujemy.