W sierpniu lub we wrześniu Franciszek Smuda umożliwi debiut w reprezentacji Polski Damienowi Perquisowi, który 3 razy grał we francuskiej młodzieżówce oraz Eugenowi Polanskiemu, który 19 razy wystąpił w U-21 Niemiec. Kto wie, czy w finałach EURO 2012 połowa składu "Biało-Czerwonych" to nie będą piłkarze wychowani w innym systemie szkolenia, ukształtowani przez Niemcy, Francję, a nawet wywodzący się z Ameryki Południowej! Piłkarze naturalizowani w ostatnich latach - jeśli chodzi o reprezentację Polski - to: Nigeryjczyk Emmanuel Olisadebe, Ormianin Wahan Geworgjan, Brazylijczyk Roger Guerreiro, Francuz Ludovi Obraniak. Wychowali się w Niemczech, ale też wybrali grę z Białym Orłem pochodzący ze Śląska Adam Matuszczyk i Sebastian Boenisch (choć ten ostatni grywał w juniorskich reprezentacjach Niemiec, a z młodzieżówką tego kraju był nawet mistrzem Europy w 2009 roku). Teraz kolej na Perquisa z Francji oraz Polanskiego z Niemiec. Już w II Rzeczpospolitej w naszej reprezentacji - i to aż 22 razy - zagrał syn białogwardzisty, Rosjanin Jewgienij Bułanow. W Polsce - urodzony w Moskwie obrońca - przyjął imię Jerzy i był nawet kapitanem naszej drużyny narodowej. Największą gwiazdą naszej przedwojennej drużyny narodowej był Niemiec, Ernest Otto Wilimowski, który w kilku meczach grał z Rosjaninem Bułanowem! Wilimowski przyszedł na świat jako Ernest Otto Prandella, a później przyjął nazwisko ojczyma. Wilimowski zaliczył 22 spotkania z Białym Orłem na piersi, strzelając w nich 21 bramek. Jednak w czasie II wojny światowej nie zastanawiał się - gdy jako Niemiec - otrzymał powołanie od Seppa Herbergera. Wilimowski jest jednym zawodnikiem, który grał w reprezentacji Niemiec (8 razy - 13 goli!), a który wcześniej tej reprezentacji strzelił bramkę (w 1934 roku w Warszawie). Wilimowskiego w reprezentacji Niemiec z trybun stadionu w Bytomiu - jak pisze Paweł Czado - oklaskiwali 15-letni Gerard Cieślik oraz 10-letni Ernest Pol, legendy polskiej piłki lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Ciągle czekamy na wyczerpującą biografię Wilimowskiego, którą od lat zapowiada wybitny historyk futbolu, twórca Encyklopedii Piłkarskiej FUJI, Andrzej Gowarzewski. W czasie wojny do Niemiec wywieziony został Węgier Rezsoe Patkolo. Na terenie Rzeszy bez pamięci zakochał się w Polce. Po wojnie grał w Ujpeszcie Budapeszt, a nawet zdążył dwa razy wystąpić w reprezentacji Węgier. Po czym spakował się i za ukochaną pojechał do Polski, gdzie po przyjęciu naszego obywatelstwa - jako Rudolf Patkolo - trzy razy założył koszulkę z Białym Orłem. Jak widać - z bliższej i dalszej historii - postępowanie Smudy nie jest wyjątkowe. Pytanie jest o skalę. Można sobie wyobrazić w finałach EURO 2012 jedenastkę, w której będzie nawet sześciu naturalizowanych piłkarzy (ich nazwiska wersalami): Wojciech Szczęsny - Łukasz Piszczek, Manuel ARBOLEDA, Damien PERQUIS, Sebastian BOENISCH - Eugen POLANSKI, Adam MATUSZCZYK - Kuba Błaszczykowski, Ludovik OBRANIAK, Adrian Mierzejewski - Robert Lewandowski. Po polsku swobodnie mówi tylko jeden - Matuszczyk, no może jeszcze w miarę swobodnie Arboleda. Obraniak i Perquis "dzień dobry" powiedzą, ale naprawdę niewiele więcej... Co ciekawe Smuda już nie bardzo widzi w prowadzonej przez siebie kadrze Kolumbijczyka Manuela Arboledę. Wyciąga kwestię wieku obrońcy, co w moim przekonaniu jest chybionym argumentem. Wierzę, że Arboleda w reprezentacji Polski - w przeciwieństwie do kilku innych zawodników - grałby z sercem. Smuda - jeśli chodzi o naturalizację, czy przyciągnięcie piłkarzy z polskimi korzeniami - jest bardzo zdeterminowany. By nie powiedzieć, że idzie po bandzie... Na pewno obnaża system szkolenia piłkarzy w Polsce. Patrząc na postępowanie Smudy, widać że lepiej czerpać z Niemiec i Francji... Masz coś do powiedzenia? Dyskutuj z Romanem Kołtoniem na jego blogu!