Tymczasem z Czarnogórcami i Ukrainą najpewniej będziemy rywalizować o drugie miejsce w grupie H premiowane grą w barażach. Zbigniew Boniek ma rację, że sporo naszych piłkarskich kłopotów wynika z mentalności. Czujemy się "kozakami", bo w 1974 i 1982 roku byliśmy wielcy i zdobywaliśmy medale na MŚ. Czujemy się silniejsi od Czarnogóry, od Ukrainy pewnie też, nie wspominając o Mołdawii i San Marino. Tymczasem do mnie przemawiają takie fakty, jak transfer napastnika Czarnogórców - Stefana Savicia z Partizanu Belgrad do Manchesteru City za 10,5 mln funtów. Pal sześć, czy za jakiegokolwiek polskiego piłkarza ktoś wydałby tyle. Najbardziej zabolała mnie odpowiedź na pytanie: "Czy jest choć jeden Polak grający w piłkę, na którym zawiesiłby oko szastający pieniędzmi na lewo i prawo Manchester City?". Emocjonowaliśmy się faktem, że Trabzonspor wyłożył za Adriana Mierzejewskiego 5,25 mln euro, pytanie tylko, czy nasz utalentowany pomocnik faktycznie był tyle wart, czy po prostu Turcy na niego zachorowali? Mający tendencję do zawyżania wartości piłkarzy portal transfermakt.de, który rozbroił mnie szacując ówczesnego bramkarza Wisły Mariusza Pawełka na 1 mln euro, wycenia A. Mierzejewskiego na 3 mln euro. A więc o ponad 2 mln mniej niż wydał na niego wicemistrz Turcji. Najgorsze, że Savić wcale nie jest najbardziej wartościowym Czarnogórcem, bo przecież nie dalej jak w poniedziałek Juventus wyłożył za Mirko Vuczinicia AS Romie 15 mln euro! Przypomnę, że ten zawodnik kosztował rzymian cztery lata temu 20 mln euro. Jak na razie za żadnego Polaka nie zapłacił nikt więcej niż 7,4 mln euro, jakie w 2001 roku za Jerzego Dudka Feyenoordowi wypłacił Liverpool. Warto o takich faktach pamiętać w momencie ostrzenia apetytów przed startem jakichkolwiek rozgrywek z udziałem naszej reprezentacji. <a href="http://michalbialonski.blog.interia.pl/?id=2117706">Dyskutuj na blogu Michała Białoński</a>