W konferencji wzięli udział przedstawiciele władz miasta, specjaliści od marketingu i promocji oraz kibice. Ryszard Dembiński, prezes Spółki "Euro Poznań 2012" szczegółowo objaśniał poszczególne etapy budowy stadionu, którego makietę można było podziwiać na poznańskiej uczelni. Jak zapewnił Dembiński, obiekt będzie gotowy do końca 2010 roku. Głos zabrali również kibice, którzy chcą być ważną częścią tej imprezy. - Myślę, że zrobimy show podobny do tego jaki miał miejsce na mistrzostwach świata w Niemczech, czy teraz podczas Euro w Austrii. Mamy nadzieję, że będzie bardziej miło i kolorowo niż było w tamtych krajach - powiedział Jarosław Kiliński, szef stowarzyszenia "Wiara Lecha". W debacie wziął udział również Tomasz Zahorski, pełniący funkcję krajowego koordynatora ds. własności intelektualnej w spółce PL.2012. Poruszył on kwestię niezwykle ważną dla UEFA dotyczącą ochrony praw do loga, marek sponsorów Euro. W Polsce trwają właśnie prace na ustawami, które uregulują tę kwestię. - Chcemy, by te zapisy nie obowiązywały tylko na Euro 2012, ale miały zastosowanie w trakcie innych imprez sportowych - powiedział Zahorski. Poinformował on również, że w styczniu 2009 roku powinna nastąpić oficjalna prezentacja logotypu UEFA Euro 2012. W połowie 2010 roku przedstawiona zostanie oficjalna maskotka turnieju, a rok później swoje logotypy zaprezentują poszczególne miasta-gospodarze Euro 2012. Podczas konferencji nie brakowało jednak mocno sceptycznych opinii na temat korzyści jakie mogą przynieść piłkarskie mistrzostwa Europy. Dr Marcin Chłodnicki w swoim wystąpieniu zauważył, że "gdyby Polska chciała przeprowadzić piłkarskie Euro tak dobrze i sprawnie jak Austriacy, to mamy zagwarantowane bankructwo?. - Austria zarobiła na Euro 12 mln euro biorąc pod uwagę wszystkie przychody i wydatki. Jest to kwota śmieszna, granicząca z błędem statystycznym. Tymczasem UEFA zarobiła 250 mln euro, a przecież oprócz tego, że daję tę imprezę, tak naprawdę pełni rolę strażnika i kontrolera wszystkich inwestycji - powiedział Chłodnicki. Jego zdaniem sama organizacja mistrzostw ma swoje dobre strony. - Ukręciliśmy sobie fantastyczny bat, który nas będzie gonił do pracy. Tak byśmy w 2012 roku nie skompromitowali się - podkreślił. Inny prelegent Krzysztof Kropielnicki, wiceprezes Sport&Business Foundation zwrócił uwagę, że organizacja dużej imprezy sportowej nie zawsze przekłada się na późniejszy wzrost zainteresowania miastem ze strony turystów. - Nie wiemy ilu kibiców, którzy byli na igrzyskach raz jeszcze będzie chciało raz jeszcze jechać do Pekinu. Sydney czy Aten. Gospodarze poprzednich igrzysk nie odczuli wzmożonego wzrostu turystów ani w trakcie zawodów, ani po nich. Udało się to natomiast Barcelonie, która organizowała igrzyska w 1992 roku. Przez 10 lat ruch turystyczny wzrósł tam o 80 procent, a o ponad 100 procent zwiększyła się liczba ludzi, którzy przyjechali do Barcelony choćby na jedną noc. Polskie miasta będą konkurowały o sympatię turystów, ale wszystkim to zapewne się nie uda - tłumaczył. Dr Zygmunt Waśkowiak, jeden z organizatorów konferencji przyznał, że dobrze się stało, że pojawiają się różne opinie na temat organizacji Euro 2012. - Cieszę się, że padają głosy nieco sceptyczne czy ostre, bo one zmuszają do myślenia, że wcale nie musi być tak dobrze. Bo jeśli przegapimy coś ważnego, to przy organizacji Euro możemy więcej stracić niż zyskać - podsumował konferencję.