Właśnie świętujemy rok pracy Franciszka Smudy z reprezentacją Polski. Jak go należy ocenić? Czy mamy już szkielet nowej drużyny? Czy jest lepiej niż myśleliśmy? Wypowiadają się wszyscy: kibice, eksperci, dziennikarze, kobiety. Ja także zabawię się w podsumowanie, choć często czytam, jak anonimowi specjaliści od forów internetowych mówią: "Daj sobie spokój. Swoje pięć minut z reprezentacją już miałeś i pokazałeś, co potrafisz itd.". Nierzadko zdarzają się również przejawy chamstwa. Ja jednak tym się nie przejmuję i już po raz ostatni pozwolę sobie pewne kwestie wyjaśnić. Zostawiłem reprezentację po ostatnim jesiennym meczu w 2002 roku, kiedy do następnego spotkania zostały jeszcze cztery miesiące. W eliminacjach do mistrzostw Europy rozegraliśmy wtedy dwa mecze, po których mieliśmy trzy punkty (gdy Leo Beenhakker uzyskał słynny awans do Euro 2008 po dwóch meczach miał tylko jeden punkt). Dymisja moja nie była ogłoszona z Mauritiusa, Seszeli czy jakiegoś innego kurortu, jak ktoś spekulował. Powiedziałem, że nie jest ona wywołana żadnymi problemami sportowymi, ale innymi ważniejszymi aspektami, o których nie miałem ochoty wypowiadać się w blasku fleszy i w obecności telewizyjnych kamer, jak to robią niektórzy sportowcy. Do tego tematu już nigdy nie wrócę, ale wydaje mi się, że mogę się śmiało wypowiadać i dzielić uwagami na temat reprezentacji. Jak się komuś nie podoba, to... będzie się dalej nie podobać. Wróćmy jednak do Franka i jego drużyny. Myślę, że po roku jest tyle samo, albo i więcej, znaków zapytania niż było 12 miesięcy temu. Kto jest bramkarzem numer "jeden"? Kto dzisiaj jest bramkarzem numer jeden reprezentacji? Boruc, Fabiański, Tytoń czy Szczęsny? Ja tego nie wiem i chyba sam Franek też nie wie. Był okres Boruca, był okres Fabiańskiego, był okres Tytonia, jesienią ubiegłego roku wszyscy zachwycaliśmy się Szczęsnym, po czym znowu do łask wrócił Boruc - czyli jasności nie ma na tej pozycji żadnej. Do minionego czwartku ostoją defensywy, podstawowym zawodnikiem i kapitanem był Michał Żewłakow. Dzisiaj wydaje mi się, że jest już out. Ktoś przeliczył i doszedł do wniosku, że za dwa lata będzie miał 36 lat i będzie już za stary. Szkoda, że nikt wcześniej nie pofatygował się zrobić takich wyliczeń, przecież matematyka w tym względzie była równie łatwa wcześniej. Sporo niejasności w pomocy Dużo znaków zapytania jest także w linii pomocy. Być może jest Murawski, czy jest Obraniak, ale niejasności również nie brakuje. W ataku doskwiera nam kompletny brak lidera, egzekutora. Niby nazwiska dobre, ale efektów naprawdę nie widać. Błaszczykowski jest chyba jedynym żelaznym pewniakiem, któremu Franek wręczył nawet publicznie opaskę kapitana w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego". Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że nasz najlepszy prawy pomocnik prawie w każdym kluczowym momencie swojej kariery był zawsze niedysponowany. Miejmy nadzieję, że z biegiem lat się uodporni i nie będzie już tak, że w ważnym dla reprezentacji momencie otwierając lodówkę dostanie zapalenia gardła, a gdy spojrzy na słońce, to występuje u niego zapalenie spojówek. Franek - przed objęciem posady selekcjonera - często wygłaszał swoje myśli i tezy, które można by zebrać i spisać coś w rodzaju "Dziesięciu przykazań Franka Smudy". Co by tam było? Choćby to, że stop dla meczów w terminach poza tymi ustalonymi przez FIFA; że gramy o wszystko; kto nie gra w klubie - nie gra w reprezentacji; dyscyplina przede wszystkim; alkohol wrogiem reprezentacji - kto go dotknie, arrivederci; gramy tylko do przodu i siadamy na przeciwnikach itd., itd. Jak Frankowi wyszło przez okres jednego roku, oceńcie sami. Polskich piłkarzy nie jest łatwo trenować. Nigdy nie wiesz jak z nimi postępować. Gdy podejdziesz do nich z góry, z dystansem, to natychmiast biegną do prezesa i dziennikarzy na skargę. Gdy potraktujesz ich po partnersku, to szybko cię zdradzą. Ja do Franka zaufania absolutnie nie straciłem, aczkolwiek wydaje mi się, że osiągnąć na Euro 2012 sukces sportowy (wyjście z grupy) nie będzie wcale zadaniem łatwym. Frankowi nie pomaga też jego otoczenie. Często ci ludzie "sadzają go na konia", szykują zasadzki. Każą mu się wypowiadać na temat paszportów, planów, a to nie są jego atuty. Franek jest znakomity, ale na boisku. Na tym się zna. Zamiast rozważań taktycznych mówimy tylko o baletach Największy problem, to etyka naszych piłkarzy. My częściej ostatnio mówimy o winie, wódce, baletach, niż o tym, czy mamy grać 4-2-3-1, czy 4-4-2 itd. Prawdę powiedziawszy, to gdyby Franek był naprawdę twardy, tak jak on sam o tym mówi ("Mam skórę krokodyla") i wyciągał konsekwencję z wszystkich alkoholowych wyskoków piłkarzy, to mielibyśmy kadrę bardzo stabilną i wyglądałaby ona następująco: w bramce Smuda, w obronie Smuda, w pomocy Smuda i w ataku Smuda. Ale pisząc już poważnie, to jest jeszcze czas na ułożenie tego wszystkiego. Krokiem milowym we właściwym kierunku byłoby na pewno zwycięstwo w najbliższym meczu towarzyskim z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Dodałoby to wszystkim otuchy i pozwoliło spokojniej spędzić zimę. Ewentualna następna "bryndza" będzie bardzo ciężka do zniesienia. Good luck Franz! Wszystkiego najlepszego Franek! <a href="http://zbigniewboniek.blog.interia.pl/?id=1971217">Dyskutuj na blogu Zbigniewa Bońka!</a> *** Zbigniew Boniek nawiązał współpracę z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem! Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania Bydgoskiego Zespołu Placówek Wychowawczych z ul. Stolarskiej 2.