- Powiem szczerze, że ja nie za bardzo mam ochotę wypowiadać się, kto będzie ewentualnym następcą Leo Beenhakkera. Zwłaszcza, że od wczoraj w mediach i nie tylko zrobiło się takie szaleństwo, że już niektórzy przepraszają za to co wczoraj publicznie powiedzieli. Myślę, że właściwe decyzje w sprawie następcy holenderskiego szkoleniowca podejmie zarząd PZPN. Teraz trzeba przede wszystkim odrobiny spokoju - ocenia Zieliński. Po chwili namysłu dodaje: - Kandydatury są wszystkim bardzo dobrze znane i nie trzeba ich przypominać, bo o nich się sporo mówi od dłuższego już czasu. Ja akurat nie jestem takim autorytetem, by wybierać trenera kadry. Mogę mieć oczywiście swojego faworyta, ale nie muszę go koniecznie zdradzać. - Każdy teraz będzie rzucał jakieś nazwisko. Sprawa zapewne rozstrzygnie się za jakiś czas. Mówię poczekajmy spokojnie na rozwój wypadków. Nie wiem jaki PZPN będzie miał pomysł na rozwiązane tej sytuacji. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że nie jestem za tymczasowym szkoleniowcem, potrzeba konkretnego szkoleniowca. Tym bardziej, że potencjalny następca Leo będzie miał teraz trzy lata spokojnej pracy przed sobą - przekonuje trener Lecha. - Uważam jednak, że trener Leo Beenhakker, to nie jest obecnie cały problem polskiej piłki nożnej. To co się wczoraj wydarzyło jest kwintesencją różnych bolączek krajowego futbolu. Zwalanie winy na trenera Leo Beenhakkera, byłoby bardzo dużym uproszczeniem sprawy. Nad całą krajową piłką i jej problemami trzeba się zastanowić - podsumowuje szkoleniowiec "Kolejorza". Łukasz Klin, Poznań