- Dobrze, że pojechaliśmy na ten turniej. Gdybyśmy tam nie grali to minionych kilka dni byłoby stracone dla piłkarzy, którzy tam byli. A jacy byli przeciwnicy, to obojętne. Przecież my też nie mieliśmy pierwszej jedenastki - powiedział na podkrakowskim lotniku w Balicach wracający z Tajlandii Franciszek Smuda. Według niego, na pewno z dobrej strony pokazał się Kamil Glik. - Z Tajlandią rozegrał dobre spotkanie, ale na pewno wielu innych trzeba obserwować. Z niektórych dwudziestokilkulatków sprawdzonych w Tajlandii będą w przyszłości dobrzy piłkarze - dodał. Szkoleniowiec nie zgadza się z opinią, że wyjazd na turniej do Azji był nieporozumieniem. - Gdybyśmy zamiast grać tam wszyscy położyli się na kanapach i odpuścili ten turniej to np. nie wiedzielibyśmy jak gra wspomniany Glik czy Jacek Kiełb, jak radzi sobie Maciej Sadlok na lewej obronie. Ja tego bym nie wiedział, a tak mogłem to sprawdzić - zaznaczył. Selekcjoner uważa, że krytyka niektórych mediów była prowokacją, by poróżnić go ze związkiem. - A ten związek mi ani tej reprezentacji jeszcze żadnej krzywdy nie zrobił. Związek jest pracodawcą, on załatwił te spotkania, a ja się z tego cieszę - zaznaczył. W Tajlandii podopieczni Smudy (58. miejsce w rankingu FIFA) ulegli złożonej z najlepszych ligowców reprezentacji Danii (28.) 1-3, a następnie wygrali z gospodarzami (105.) 3-1 i Singapurem (110.) 6-1. Kolejny mecz reprezentacji 3 marca - na stadionie stołecznej Polonii z Bułgarią. Czytaj też: "Orły" Smudy wróciły z Tajlandii w krótkich rękawkach