"Zibi" odniósł te słowa do zbyt wygórowanych wymagań, jakie panują w Polsce w stosunku do selekcjonera reprezentacji Polski Leo Beenhakkera. "Gra reprezentacji jest wykładnią tego, co się dzieje w całej polskiej piłce. Powiniśmy się cieszyć, jak reprezentacja gdzieś jedzie i coś ugra. Natomiast nie rozumiem, dlaczego my się sami oszukujemy i uprawiamy propagandę sukcesu, kiedy z góry wiemy, że tych sukcesów być nie może. Boniek nie był rozczarowany występem Polaków podczas Euro 2008. "Gdyby ktoś wziął do ręki kilka moich artykułów, bo czasami bawię się w pseudodziennikarza, to by zobaczył, że każde inne wyjście, niż odpadnięcie z gry po fazie grupowej, uznałbym za niespodziankę" - zwracał uwagę. - "W Polsce dominują natomiast nastroje hurraoptymistyczne. Nie patrzymy na fakty, tylko wszyscy idziemy grupą i tworzymy slogany. Na czym miałby być oparty sukces reprezentacji narodowej? Nie mieliśmy choćby jednego napastnika, który by strzelał bramki. Nie mamy ani jednego pomocnika, który grałby regularnie w mocnym europejskim klubie. Mamy tylko dobrego bramkarza, a to za mało, żeby osiągnąć sukces w mistrzostwach Europy." Pan Zbigniew opowiada się za tym, żeby dać czas Leo Beenhakkerowi na budowanie nowej reprezentacji. "Absolutnie nie jestem z tymi, którzy uważają, że Leo Beenhakker nie powinien prowadzić reprezentacji narodowej. Ma podpisany kontrakt na kolejne dwa lata, więc dajmy mu pracować. Po dwóch meczach eliminacji mamy cztery punkty. Mogło być sześć, ale mogłobyć dużo mniej, bo nawet z San Marino nie było łatwo. Gdyśmy przegrywali 0:2 po pierwszych 20 minutach, to nikt by się nie obraził." Boniek zaprotestował, gdy prowadzący rozmowę red. Janusz Basałaj poprosił go o porównanie stylu krytyki pod adresem Beenhakkera, do tego, co się działo we Włoszech z Roberto Donadonim. "We Włoszech wszystko jest inne. Począwszy od pogody, a skończywszy na tym, jak się prowadzi dyskusję na temat trenera reprezentacji".