Ciągle śnimy o potędze i nikt nie bierze pod uwagę tego, że od kilku lat nikt w Polsce nie wydał na piłkarza kwoty rzędu miliona euro. W klubach Ekstraklasy ciągle jest zbyt wiele działań pozorowanych, a brakuje realnego zarządzania z rozmachem. Gonić, ale nie złapać króliczka Jeden z czołowych naszych klubów wydał na utrzymanie skautów i koszty ich podróży około 600 tys. zł rocznie. Skaut pojeździł i odkrył: W klubie X na Bałkanach mają napastnika za dwa miliony euro. Za rok będzie wart dwa razy tyle. Warto go kupić. Sęk w tym, że dwa miliony euro to budżet transferowy na zakupy całej naszej ligi, a nie jednego, nawet najbogatszego klubu. Tymczasem owe 600 tys. zł, które wyjeździli po Europie bądź zarobili skauci, można by zainwestować w szkolenie młodzieży czy infrastrukturę dla niej. Lepiej jednak gonić króliczka, bo przecież sens w samym gonieniu i nikt niech się nie przejmuje tym, że takim tempem nie da się złapać nie tylko króliczka, ale też ślimaczka... Liga w cieniu Wisły, a Wisła w cieniu... Levadii W ostatnich latach ligowa batalia toczy się w cieniu Wisły Kraków. "Biała Gwiazda" w 2009 r. na wiosnę zdobyła mistrzostwo Polski, ale latem porażką z Levadią zafundowała klubowi jeden z największych blamażów w historii. W pucharach niewiele lepiej od Wisły spisały się Legia, Lech i Polonia Warszawa, które odpadły z nieco bardziej renomowanymi rywalami. Żaden przedstawiciel polskiej piłki klubowej nie dotrwał w pucharach choćby do września, a co dopiero do nowego roku, jak w minionym sezonie "Kolejorz" pod batutą Franza Smudy. Klubom wystarczyło wychylić nos za granicę, by błyskawicznie wróciły na krajowe podwórko z podkulonymi ogonami. W Ekstraklasie mamy przynajmniej namiastkę profesjonalizmu, czego nie da się powiedzieć o PZPN-ie. Kto by przypuszczał, że po znienawidzonym przez kibiców Michale Listkiewiczu znajdzie się jeszcze gorszy szef tego związku? Na złość babci... wybrali Latę na prezesa Środowisko piłkarskie na złość przedstawicielowi UEFA (Grigorij Surkis na zjeździe PZPN namawiał delegatów do głosowania na Zbigniewa Bońka), wbrew woli kibiców, na przekór Zibiemu, a tak naprawdę na własny pohybel zagłosowało na Grzegorza "Powiem panu uczciwie" Latę. Działacze pełną gębą wcielili w życie przysłowie: "Na złość babci odmrożę sobie uszy", choć sami są już przeważnie dziadkami i babć pewnie nie mają. Nie zmienia to faktu, że rok 2009 był popisem smykałki menedżerskiej Laty. Naród zareagował błyskawicznie. Na stadionach obowiązywały hasła: "Koniec Lata, pora na wykopki", czy "Lato, Lato, już po lecie!", a co bardziej zdesperowani domagali się: "Mamy dość Lata! Niech wreszcie nadejdzie zima!". W naszej ankiecie aż 96 proc. internautów źle ocenia rządy Laty. Kto oczyści stajnię Augiasza? Choć polska piłka dawno nie miała tak złego okresu, w 2009 roku Lato i jego poplecznicy z zarządu związku wzbogacili się . Podwyższona pensja prezesa - z 18 tys. zł na 50 tys. zł, premie za udział w zebraniach zarządu, za napisanie broszury czy znalezienie nowej siedziby związku. Do tego dochodzą niejasne, wręcz tajne nawet dla członków zarządu umowy na sprzedanie praw marketingowych z firmą SportFive czy na dostarczanie sprzętu - z firmą Nike. Na ostatnim zjeździe głosowano do skutku, aż wygra ten kandydat na przewodniczącego, którego wytypował prezes. PRL wiecznie żywy, istna stajnia Augiasza. <a href="http://sport.interia.pl/szukaj/news/tomaszewski-po-zjezdzie-pzpn-u-kruk-krukowi-oka-nie-wykole,1414497">Tomaszewski o kompromitujących rządach PZPN-u</a> Długo nie było mocnych na PZPN. Łamali sobie zęby o mającą zabezpieczenie w UEFA strukturę kolejni ministrowie sportu, a także zbuntowani i wyrzuceni jeszcze z Miodowej członkowie Wydziału Dyscypliny. Pęknięcia w betonie udało się spowodować dopiero kilku młodym chłopakom z Krakowa, którzy założyli domenę KoniecPZPN.pl, a ta zrobiła furorę w sieci. To było jak obudzenie rycerzy z Giewonta. Kibice - nie mylić z łysogłowymi (z wyboru, nie z natury), barczystymi facetami z niektórych stowarzyszeń, którzy chodzą na sznurku PZPN - zorganizowali bojkot meczu ze Słowacją. Bojkotem zagrozili też sponsorom wspierającym związek. Część firm wycofała się. Pod naporem lawiny ludzkich serc i na mrożący krew w żyłach widok pustego Stadionu Śląskiego podczas meczu ze Słowacją, Lato i jego ludzie ustąpili. Na razie w sprawie selekcjonera (Stefana Majewskiego zastąpili Franciszkiem Smudą), ale to jeszcze nie koniec (PZPN.pl). Tęsknota za sponsorem Smutne jest to, że Ekstraklasa S.A., która na początku istnienia jawiła się jako powiew świeżości w polskiej piłce, czuje się coraz lepiej w symbiozie z PZPN. Najpopularniejszej polskiej lidze brakuje sponsora. Najpierw był to wybór prezesa Ekstraklasy S.A. - Andrzeja Ruski i jego ludzi. Nie chcieli psuć rynku, godząc się na niższy kontrakt. Teraz, gdy kryzys przycisnął, plują sobie w brodę pewnie nie tylko oni, ale też kluby, którym przydałaby się każda złotówka w akcji łatania budżetu. A tymczasem nie ma choćby uboższego sponsora od poprzedniego (Orange). Wobec braku mecenasa cała liga modli się o to, by z Canalu + skapnęło jak najwięcej (tylko za medialność, czyli największą liczbę transmisji, Wisła dostała 2,4 mln zł, a Cracovia - 151 tys. zł, do tego dojdą kwoty za miejsce wywalczone w tabeli i z równego podziału połowy kwoty kontraktowej - 120 mln zł) i o to, by nowelizacja ustawy hazardowej nie ograniczyła manewru w poszukiwaniu sponsorów. Jak dramatyczne jest to łatanie, obrazują ostatnie porządki w Wiśle Kraków. Od kilku miesięcy klub działa już bez dyrektora sportowego, nie ma szefa marketingu, a za kilka miesięcy trzeba będzie zapełnić 34-tysięczny stadion, sprzedać powierzchnię reklamową itd. O transferze gotówkowym przy Reymonta nie słyszeli od prawie trzech lat. Przypominam - nie mówimy o przeciętniaku typu Odra, czy Piast, tylko o klubie, który zmierza po trzecie z rzędu mistrzostwo Polski. Wisła: Czkawka po "Kosie" i Danie Był ostatnio u mnie ze świąteczno-noworoczną wizytą pan Marian Stolczyk z Rady Seniorów TS Wisła. Poruszył temat, który powinien być mottem dla właściciela Wisły na 2010 rok: - Największym błędem Bogusława Cupiała było zbyt pochopne wyrzucenie Dana Petrescu, który chciał wprowadzić w szatni profesjonalne zasady i szacunek dla pracy, zasuwanie na treningach i podczas meczów - powiedział pan Marian. Temu podobnych błędów właściciel i jego doradcy popełnili więcej. Nie tylko Petrescu był za słaby dla Wisły, ale też Kamil Kosowski. Obaj - Dan i "Kosa" ze swoimi nowymi pracodawcami awansowali do Ligi Mistrzów. Wisła wciąż musi na to czekać. W latach 60. XX wieku miała Wisła podporę w tercecie: Fryderyk Monica - Władysław Kawula - Ryszard Budka. Na wiosnę, po 13. tytuł "Białą Gwiazdę" powinni poprowadzić ich następcy: Patryk Małecki - Rafał Boguski - Paweł Brożek, którzy w pełni zdrowia i formy powinni zdobyć miejsce w reprezentacji "Franza" Smudy. Będę trzymał kciuki zwłaszcza za "Małego". Patryk pochodzi z biednej rodziny, wychowywał się bez ojca i w wieku 15 lat zostawił rodzinne Suwałki, by przenieść się do Krakowa. Miał szczęście, bo jego talent dostrzegł jego krajan, ówczesny prezes Wisły - Bogdan Basałaj i umożliwił przeprowadzkę do wielkiej "Białej Gwiazdy". Ale tylko własnemu charakterowi i samozaparciu zawdzięcza "Mały" to, że przebił się do wyjściowego składu mistrzów Polski, a niedawno do reprezentacji Polski. Małecki jest dobrym przykładem na to, że w Polsce piłkarzem może zostać nawet dziecko pochodzące z biednego domu, którego rodziców nie stać na dobry sprzęt dla syna, że przy odrobinie szczęścia i maksimum wysiłku włożonego w treningi (również indywidualne), może się przebić do dużego klubu. W 2010 roku życzę Wam więcej Małeckich na stadionach, znakomitych wrażeń z walki polskich klubów w Europie, a "Franzowi" Smudzie zrobienia dobrej zaprawy cementowej do zbudowania silnej reprezentacji na Euro 2012!