Selekcjoner Franciszek Smuda stawiał na niego jeszcze, gdy był zawodnikiem Piasta Gliwice. Latem 22-letni piłkarz przeniósł się do czołowego zespołu włoskiej ekstraklasy i... stracił część zaufania trenera kadry. "Cieszę się przede wszystkim, że jestem stale powoływany przez trenera Smudę do reprezentacji. Wszyscy, którzy przyjeżdżają na zgrupowanie, chcą grać, a może tylko jedenastu. Na razie nie pojawiłem się na boisku w jednym spotkaniu i nie widzę powodów do rozdzierania szat. Trener zdecydował się postawić na kogoś innego i trzeba to uszanować" - powiedział Glik. W spotkaniu z Ukrainą Smuda postawił na parę środkowych obrońców Michał Żewłakow - Grzegorz Wojtkowiak, choć ten drugi w klubie występuje na prawej stronie defensywy. "Nie odbieram tego jako braku zaufania czy czegoś w tym stylu. Po prostu szkoleniowcy chcieli sprawdzić inne ustawienie, uznali, że po wysokich porażkach z Hiszpanią (0-6) i Kamerunem (0-3) trzeba coś i kogoś zmienić. Padło na mnie, ale dzięki temu mam jeszcze większą motywację do pracy. W tej reprezentacji nikt nie ma pewnego miejsca i każdy musi w każdym meczu udowadniać swoją wartość" - przyznał. Choć z Ukrainą nie zagrał, to ma nadzieję, że dostanie szansę we wtorkowym spotkaniu z Australią. A jeśli, to ... "Nigdy nie żałowałem przyjazdu na zgrupowanie reprezentacji, czy to juniorów, młodzieżowej czy "dorosłej". Zawsze przyjeżdżałem z radością, z uśmiechem i tak będzie. Na reprezentację się nie obrażam" - podkreślił Glik. Zwrócił uwagę, że został bardzo dobrze przyjęty w Palermo i z każdym dniem czuje się we Włoszech lepiej. "Trudno nie być zadowolonym. Podpisałem dobry, długoletni kontrakt. Klub jest zorganizowany profesjonalnie pod każdym względem. Odpowiedni pracownik klubu pomógł mi znaleźć mieszkanie, drugi zajął się samochodem, a jeszcze kto inny chodził ze mną po urzędach. Wkrótce zacznę regularne lekcje włoskiego, a że znam hiszpański (Glik terminował w Realu Madryt - przyp. red), to jest mi łatwiej. Aklimatyzacja przebiega bez zakłóceń, przyjechała do mnie narzeczona, więc nic tylko trenować i grać" - stwierdził. Z grą na razie nie jest najlepiej - Polak zagrał w jednym ze spotkań Ligi Europejskiej, a na inaugurację Serie A był rezerwowym. "Potrzeba trochę cierpliwości. Muszę poznać zespół, taktykę, trener spokojnie chce mnie wkomponować w drużynę. Po występie w LE miałem nadzieję, że szkoleniowiec nadal będzie na mnie stawiał, ale w lidze usiadłem na ławce. Z drugiej strony przed Palermo długi i ciężki sezon. Serie A, Liga Europejska, Puchar Włoch ... Sporo grania przed drużyną i mam nadzieję, że przede mną również" - dodał. Po dwóch miesiącach we Włoszech nie ma wątpliwości, że US Palermo i Piast Gliwice to dwa różne światy. "Pewnie czołowym polskim zespołom pod każdym względem bliżej do mojej obecnej drużyny, ale w porównaniu z Gliwicami to przeskok jest wyraźny. Począwszy od organizacji, skończywszy na sztabie szkoleniowo-medycznym, m.in. pracuje z nami chyba sześciu lekarzy i tyle samo masażystów" - podkreślił Glik. Jak przyznał, w Palermo pamiętają Radosława Matusiaka, który trafił tam na początku 2007 roku, ale zagrał jedynie w trzech meczach i nie zdołał się przebić do podstawowego składu. "Wielu pracowników klubu wspomina go, ale z jego nieudanej przygody nie wyciągam żadnych wniosków. Zrobię wszystko, by zaistnieć we włoskiej piłce. Uporu i determinacji mi nie zabraknie na pewno" - podsumował sześciokrotny reprezentant Polski.