Podczas zajęć doszło bowiem do groźnie wyglądającego, choć niezaplanowanego starcia między bramkarzem Radosławem Cierzniakiem a napastnikiem Dawidem Janczykiem. Po zdecydowanym wejściu strzelca jednej z bramek w środowym spotkaniu z Antalyasporem (3:0), został uszkodzony nos golkipera. Krew zalała mu niemal całą twarz, jednak szycie rany nie okazało się konieczne i Cierzniak niebawem powinien dojść do siebie. Obserwujący to zajście oczekiwali reakcji selekcjonera Leo Beenhakkera. Ten z groźnym wyrazem twarzy natychmiast zwrócił się z pytaniem do kadrowiczów: "Kto mu to zrobił?", mając na myśli uraz Cierzniaka. W tym momencie skruszony Dawid Janczyk podniósł rękę i przyznał się do winy. "To ja" - powiedział "Murzyn". Holender z uśmiechem ocenił więc zachowanie "winowajcy". - Oto prawdziwy napastnik, to prawdziwa "dziewiątka". - skwitował Leo. - Wszystko się działo bardzo szybko. Wyszedłem do Dawida Janczyka, a on niechcący uderzył mnie w nos. Może wyglądało to strasznie, ale na szczęście nic poważnego się nie stało. Na popołudniowy trening będę na pewno gotowy - zapewniał po porannych zajęciach Radosław Cierzniak, który z opatrunkiem na nosie opuszczał Arcadia Sport Center w Belek. - Mam tylko dość mocno rozciętą skórę, bo cios był bardzo mocny, co spowodowało duży krwotok. Lekarz jednak zatamował go, ale nie chciał ryzykować i nie trenowałem do końca, bo mógłbym zrobić sobie jeszcze jakąś krzywdę. Zapewniam jednak, że na drugie dzisiejsze zajęcie będę na sto procent gotowy - dodał bramkarz Korony Kielce.