Mecz był z kategorii tych, co trudno czasem nie zabluźnić. Dariusz Szpakowski mówił, że wynik nie jest najważniejszy, że trzeba się uczyć. Wszystko ok, ale z jednym małym wyjątkiem: pierwsza reprezentacja to nie miejsce na to, by się uczyć podania wewnętrzną częścią stopy na 10 metrów. To był element przerażający. Z tym mieliśmy najwięcej problemów. Jak chcesz grać w hokeja na lodzie, to musisz umieć jeździć na łyżwach. Jak chcesz grać w piłkę na poziomie kadry, to kilka podstawowych elementów należy opanować. Franek klął w myślach widząc niektóre zagrania. Na pocieszenie zostaje pozytywna końcówka. Dwie akcje Sławomira Peszki, kilka dobrych dośrodkowań. Jako alibi może być. Za trzy dni wygramy z Kanadą, humory się poprawią, ale czy ci chłopcy są w stanie zagrać więcej niż 270 minut na Euro 2012? Dajmy im czas i wierzmy we Franka. Póki co Canal Plus przy pomocy "Przeglądu Sportowego" debatuje nad stanem polskiej piłki. Są wypowiedzi, dyskusje, wnioski, idee. Na początku grudnia będą "panele", spotkania. Chęć naprawy jest wielka. Czy z tej dyskusji coś wyniknie? Wątpliwości mam z prostej zupełnie przyczyny. Rzeczywistość tworzą ludzie, polską piłkę także. Ci, którzy teraz są za sterami nie bardzo wiedzą jak się za nią zabrać. Na każdą krytykę się obrażają. Wietrzą spiski na prawo i lewo. Są przekonani, że robią wszystko najlepiej, a wszyscy z zewnątrz życzą im źle. Ostatnio także Grzegorz Lato zabrał głos na temat stanu polskiej piłki. Myślałem, że będzie to coś ciekawego, konkretnego. Przeczytałem natomiast list otwarty oceniający pracę Leo Beenhakkera. Bez polemiki, chciałbym tylko zauważyć, że Holender nie jest już, jak mówi Grzegorz, problemem polskiej piłki, bo go już po prostu nie ma. Nie wiem po co oceniać, czy wyciągać problemy w stosunku do człowieka, którego nie ma nawet w naszym kraju. Lato od roku jest prezesem, miał narzędzia, aby zrobić z Leo co chciał. Kończyło się zawsze na komunikacie o spotkaniu, wspólnym zdjęciu i uśmiechach. Myślałem, że będzie prezes mówił o koncepcjach na przyszłość. O rozwiązaniach mających na celu poprawę zarówno wizerunku, jak i jakości polskiego futbolu. Tego wszystkiego zabrakło mi w artykule Grzegorza Laty. Kończąc powiem tylko, że dla mnie dzisiejszy obraz naszej piłki, a przede wszystkim sposób zarządzania i jej organizacji przypomina mi statek, który osiadł na mieliźnie. Wszyscy czekają, co się z nim stanie. Może przyjdzie wielka fala, sztorm (czyli wygrane eliminacje, finały MŚ czy Europy) i wciągnie statek znów na wielką wodę. Wszyscy wtedy krzykną "hurra! hurra!, udało się, jest dobrze". Bez wielkiej fali nikt nie ma pomysłu jak ruszyć się z miejsca, ale wszyscy mają znakomite humory. Na Tytaniku też tak było. Bawiono się do samego końca. Jak się skończyło? <a href="http://boniekzibi.blog.interia.pl/" target="_blank">DYSKUTUJ NA BLOGU ZBIGNIEWA BOŃKA!</a> <a href="http://sport.interia.pl/felietony/boniek" target="_blank">ZOBACZ WCZEŚNIEJSZE FELIETONY ZIBIEGO!</a> Zbigniew Boniek nawiązał współpracę z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem! Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania jednego z bydgoskich domów dziecka.