- Bojkot ostatniego meczu Polska - Słowacja w Chorzowie (obejrzało go około 5 tysięcy widzów) udał się, bo... był modny - powiedział PAP Łęcki. - Dzięki internetowi udało się wykreować modę na niepójście na Stadion Śląski. Tak jak w dobrym tonie było pojawić się powiedzmy na koncercie zespołu U2, tak źle odebrana społecznie była wizyta na stadionie w ostatnią środę. - Przekazany został komunikat, że wybranie się na to spotkanie to obciach. Ludzie dowiedzieli się, że coś jest "be", z reguły nie zagłębiając się w analizę - dlaczego. Inna sprawa, że ostatnie występy naszej drużyny narodowej szczególnie sobotnia kompromitacja w Pradze, nie pomogły w zwiększeniu środowej frekwencji. - Kibice oddzielają na pewno kadrę od PZPN (protest był wymierzony przeciwko federacji a nie zespołowi) jednak piłkarze nie mogą już czuć bezwarunkowego poparcia sympatyków. To nie jest tak, że nic się nie stało, Polacy nic się nie stało. Żona czasem wystawia mężowi walizki za drzwi a czasem daje po pysku. I to był taki policzek dla polskich zawodników. - Oczywiście jakieś zwycięstwo ze słabym przeciwnikiem czy cenny remis z mocniejszym, opinii kibiców nie zmienią. Ale już zwycięstwo 4:0 z renomowaną drużyną, pod kierunkiem charyzmatycznego selekcjonera, pozwoli szybko o bojkocie zapomnieć. Wiedzą o tym działacze PZPN i dlatego nie sądzę, żeby się przejmowali zaistniałą sytuacją" - dodał socjolog.