Leo spotkał się z dziennikarzami w Dublinie, gdzie jutro jego Orły zmierzą się towarzysko z Irlandią. - Powołuje Pan coraz więcej piłkarzy z polskiej ligi... - Ja nie patrzę, gdzie oni grają, czy w Polsce, czy za granicą. Szukam najlepszych zawodników na konkretne pozycje i interesuje mnie tylko to, czy mają polski paszport. Nigdy nie liczę, ilu piłkarzy mam z polskiej ligi, a ilu z lig zagranicznych. - I nie ma znaczenia to, z jakiego są klubu? Ostatnio mówiło się, że chce Pan coś udowodnić, czy pokazać trenerowi Lecha Poznań i dlatego powołał Pan tylu podopiecznych Franciszka Smudy. - To bardzo chore pytanie. Po pierwsze, mam bardzo dobre kontakty z trenerem Smudą. Po drugie Lech Poznań w tej chwili jest bardzo dobrze grającym zespołem. Oni grają w sposób, jaki ja lubię, i osiągają dobre wyniki. Do tego w Lechu gra wielu młodych zawodników, którzy robią wielkie postępy. To właśnie trener Smuda mówi mi o nich. Dzwoni do mnie i radzi, żebym obserwował Peszko czy Wilka, i my to robimy. Naprawdę, w ostatnim czasie miałem kilka bardzo miłych rozmów przez telefon z Franciszkiem Smudą. Dlatego nie rozumiem, gdy ktoś tworzy między nami złą atmosferę, której w rzeczywistości nie ma. To samo dotyczy 90 procent trenerów, z którymi mam dobre relacje i którzy mnie wspierają, jak tylko mogą. W niedzielę zadzwoniłem do trenera Smudy i powiedziałem mu, że mam problem i potrzebuję jeszcze Sławomira Peszko i Tomasza Bandrowskiego. Trener bardzo się ucieszył i zgodził się z moim wyborem. Największą tragedią tego kraju jest to, że "ludzie mówią, że...". Z takich stwierdzeń rodzą się plotki, że mam złe relacje z trenerem Smudą. Otóż nie! Traktujemy się jak koledzy, szanujemy siebie nawzajem i mam od niego wielkie wsparcie w prowadzeniu reprezentacji. On również oczekuje ode mnie pomocy i kiedy mówi mi, że jego piłkarze są zmęczeni lub kontuzjowani to ja jestem pierwszym, który to rozumie, bo przez 35 lat byłem trenerem klubowym. Dlatego będę jego zawodnikami mądrze dysponował i pewnie zagrają tylko 45 minut. Wiem, że Lech gra w Pucharze UEFA i naprawdę rozumiem, czego się ode mnie oczekuje. Dla Leo Beenhakkera środowy mecz z Irlandią będzie pierwszym, kiedy jego bezpośrednim przełożonym, czyli prezesem PZPN jest Grzegorz Lato. Selekcjoner nie chcę jednak mówić o jego relacjach z nowym prezesem twierdząc, że skupia się tylko na przygotowaniu drużyny do ważnego spotkania w Dublinie. - Nie ma o czym mówić, bo ja skupiam się tylko na meczu. Cieszę się, że mam tych chłopaków znów przy sobie, bo w tej grupie zawodników czuję się wyśmienicie. Mamy mało czasu na przygotowanie się do meczu z Irlandią, a do tego wielu piłkarzy ma w nogach sporo meczów, które ostatnio grali w swoich klubach. W poniedziałek mieliśmy tylko lekkie zajęcia, we wtorek będziemy tylko raz trenowali na stadionie meczowym, a już w środę gramy spotkanie. - Wszyscy piłkarze są w dobrej dyspozycji? - Kilku po ostatnim weekendzie ma małe problemy, ale to jest normalne. Oni grali w ciągu ostatniego tygodnia trzy mecze i to musi się odbić na ich zdrowiu. Po to jednak mamy sztab medyczny, aby postawić ich na nogi, dlatego nie spodziewam się, że ktoś nie będzie mógł w środę zagrać. - Brak kluczowych piłkarzy, jak Smolarek, czy Murawski to dla Pana wielki problem? - To nie jest dla mnie wielki problem. Również z kadry Irlandii wypadło kilku piłkarzy. Oczywiście szkoda, że nie ma tu Smolarka i Murawskiego, ale nic na to nie poradzę i muszę skupić się na piłkarzach, których mam do dyspozycji. Wszyscy, którzy tu przyjechali są zmobilizowani i mają wielką ochotę na grę. Nawet powołani w ostatniej chwili Peszko i Bandrowski pokazują, że zależy im na pobycie z nami.