Eliminacje Ligi Mistrzów - sprawdź terminarz, wyniki oraz tabelę! Po reformie UEFA, która zastąpiła Puchar Europy Ligą Mistrzów w 1992 roku, tylko dwa polskie zespoły potrafiły zakwalifikować się do fazy grupowej - Legia Warszawa z Pawłem Janasem (1995/1996) oraz Widzew Łódź z Franciszkiem Smudą (1996/1997). Nikt nie sądził, że odpadnięcie łodzian zamknie nam bramy piłkarskiego raju na 20 lat. Dziewiętnaście sezonów bicia głową w mur i czternastu trenerów, którzy nie sprostali wyzwaniu. Najwięcej, bo trzy razy poległ Maciej Skorża (dwa razy z Wisłą Kraków, raz z Lechem Poznań). Dwa nieudane boje o Ligę Mistrzów w dorobku mają Franciszek Smuda (Widzew Łódź i Wisła), Dariusz Wdowczyk (Polonia Warszawa i Legia) oraz Henryk Kasperczak (dwukrotnie Wisła). Swoich sił próbowali również trenerzy zagraniczni - Dragomir Okuka i Henning Berg (obaj z Legią) oraz Robert Maaskant (z Wisłą). Otworzyć wrota do raju próbowali późniejsi lub byli selekcjonerzy reprezentacji Polski - Smuda czy Jerzy Engel, a także innych drużyn narodowych - Kasperczak. Udało się dopiero Besnikowi Hasiemu, którego wielu uważa za najgorszego trenera Legii w ostatniej dekadzie. 44-letniemu Albańczykowi trudno odmówić piłkarskiego doświadczenia. Jako piłkarz spędził czternaście lat w Belgii, grając w KRC Genk, Anderlechcie, Lokeren oraz Cercle Brugge. Uzbierał 47 występów w reprezentacji, dla której zdobył dwie bramki. Trenerskie CV też nie wygląda najgorzej, bo Hasi przez dwa lata prowadził Anderlecht. Ile w tym wygody działaczy klubu z Brukseli, a ile faktycznych umiejętności Albańczyka, nie sposób ocenić. Albańczyk był asystentem i tymczasowo zastąpił Johna van den Brooma. Otrzymał zespół na trzecim miejscu, ale dzięki rundzie dodatkowej, zdobył mistrzostwo. Kiedy przyszło mu pracować cały sezon, poległ i zajął trzecie miejsce. Sezon później nie dotrwał do końca, a działacze "Fiołków" zatrudnili Rene Weilera, który zdobył wicemistrzostwo. Przeciętne rezultaty Hasiego na Stade Constant Vanden Stock można jeszcze zrozumieć, wszak w Belgii coraz lepiej radzi sobie Genk, a do świetności z lat 70. XX wieku powoli wraca Club Brugge. Nie sposób jednak logicznie wytłumaczyć posunięć Albańczyka w Warszawie. W Legii ma wszystko, czego potrzebuje - zaufanie dyrektora sportowego, z którym wspólnie grał w piłkę oraz zawodników, o których sam poprosił - Thibauta Moulina, Vadisa Odjidja-Ofoe czy Steevena Langila. Z całej trójki, imponujące wejście miał jedynie pierwszy, ale i on po dwóch dobrych występach prezentuje się przeciętnie. 44-latek prowadził Legię w 13 oficjalnych spotkaniach, z których wygrał cztery (trzy w Lidze Mistrzów). To zaledwie 30,7 procent zwycięstw - jak na zespół uważany za najlepszy organizacyjnie i sportowo w kraju, wynik mocno przeciętny. Albańczyk dołożył jeszcze pięć remisów oraz cztery porażki. Już wiadomo, że dublet wygrany w ubiegłym sezonie przez Stanisława Czerczesowa nie zostanie powtórzony. Obecnie "Wojskowi" zajmują 12. miejsce w ligowej tabeli i mogą się jedynie cieszyć, że w Ekstraklasie jest podział punktów i dodatkowe siedem kolejek rywalizacji. Gdyby nie to, Legia mogłaby pożegnać się również z marzeniami o tytule. Champions League, w której Hasi ma szczęście, to dla niego jedyna deska ratunku. "Wojskowi" na drodze do fazy grupowej nie spotkali żadnego liczącego się rywala, a w ostatniej (teoretycznie) rundzie trafili na półamatorski zespół z Irlandii. Po latach nikt nie będzie jednak pamiętał, kogo Legia ograła w eliminacjach. Liczyć będzie się jedynie sześć meczów w fazie grupowej Ligi Mistrzów pośród najlepszych drużyn w Europie i wielkie pieniądze, które zapewniły umiejętności, a może przede wszystkim fart Besnika Hasiego. Autor: Kamil Kania