Z ogłaszaniem "zmartwychwstania" Fernando Torresa wstrzymałbym się, chociaż do meczu z Chorwatami. Mimo dwóch goli wbitych Irlandii napastnik Chelsea, o którego miejsce w podstawowej jedenastce dopominał się cały kraj, jeszcze raz wyglądał na obce ciało między graczami Vicente del Bosque. Rzecz jasna nie w takim stopniu jak Mario Balotelli w zespole Italii, ale kombinacyjna gra "La Roja" znacząco na jego obecności traci. Rozumiem jednak, że selekcjoner mistrzów świata stara się przezwyciężyć coś, co Jose Mourinho zdiagnozował po starciu z Włochami, jako "impotencję futbolową". Hiszpanie mają dość zachwycania świata. Chcieliby się stać zespołem efektywniejszym, tak, aby każda z ich barokowych akcji nosiła w sobie zarodek gola. Nieustanne utrzymywanie się przy piłce nie może być wyłącznie sposobem na kontrolowanie przeciwnika, musi doprowadzać do zagrożenia dla jego bramkarza. Stąd taka tęsknota za klasycznym łowcą goli (Torres), a nie jego substytutem (Cesc Fabregas). Tyle, że napastnikowi Chelsea daleko do harmonijnego współistnienia z zespołem, choćby takiego, jakie osiągnął Mario Gomez w kadrze Niemiec. Rzecz jasna Torres nie jest wśród piłkarzy Del Bosque nowicjuszem. Ma w CV zwycięską bramkę w finale Euro 2008. Dwa gole z Irlandczykami dały mu trzecie miejsce na liście snajperów wszech czasów reprezentacji Hiszpanii. Zagrał w niej 95 razy, ale od czasu załamania formy wciąż nawet nie ociera się o ideał wyznaczany przez kontuzjowanego Davida Villę. Jemu szybkość i instynkt strzelecki przy rozegraniu piłki nigdy nie przeszkadzały. Torres nie do końca wyczuwa, kiedy strzelać, a kiedy oddać piłkę pomocnikom. Oczywiście problem środkowego napastnika to tylko jedna ze słabostek mistrzów świata. O ile da się uwierzyć, że Jordi Alba jest w stanie zastąpić na lewej obronie Joana Capdevilę, o tyle po przeciwnej stronie Alvaro Arbeloa nie dorasta do klasy Serio Ramosa. Podczas Euro 2012 Ramos ustawiamy jest w środku obrony w zastępstwie Carlesa Puyola, gdzie jednak nie może korzystać z naturalnego talentu do gry ofensywnej. W porównaniu z mundialem w RPA selekcjoner Hiszpanii ma więc defensywę mniej kreatywną i szczelną. Naczelne atuty "La Roja" to oczywiście bramkarz i środek pola. Na zbawienne ręce Ikera Casillasa drużyna wciąż może liczyć, tak jak na przebłyski geniuszu Andresa Iniesty i Davida Silvy. Xavi Hernandez jest tak jak cztery lata temu największym z generałów środka pola (obok Andrei Pirlo). Tu Hiszpania ma największą przewagę nad rywalami, nie wyłączając Niemców. W grze kombinacyjnej "La Roja" nie ma sobie równych i mieć nie może. Do wymieniania piłki gracze del Bosque posiadają dar boży. Pomocnicy Joachima Loewa grają futbol mniej zapierający dech w piersiach, ale prostszy, bardziej bezpośredni i przede wszystkim służący napastnikowi. Siła, szybkość i dynamika, a także strzał z dystansu to cechy, którymi Niemcy dominują nad Hiszpanami. O ile zespół Loewa może zdobywać gole w każdy sposób, o tyle arsenał obrońców tytułu jest ograniczony. Dośrodkowania mają sens tylko wtedy, gdy w polu karnym pojawią się środkowi obrońcy. Torres też jest w powietrzu mniej groźny, niż Gomez. Oczywiście to wszystko teoria. W ostatnich czterech latach delikatni Hiszpanie potrafili dwa razy brutalnie przerwać sny Niemców o najwyższym miejscu na podium. Na Euro 2008, a przede wszystkim na mundialu w RPA "La Roja" nauczyła się cierpliwości poprzez cierpienie. Mie mamy podstaw by wątpić, że gracze mizernej postury jak Iniesta, Xavi, albo Silva są pod względem psychicznym herosami. Hiszpańska drużyna umie zwyciężać w ważnych meczach, kiedy dwa lata temu w Afryce trafiała na zespół Loewa, który wbił po cztery gole Anglii i Argentynie, pytany o prognozy na półfinał David Villa powiedział: "Niemcy też nie są szczęśliwi, że muszą grać z nami". Przepowiednia sprawdziła się, co do słowa. W Polsce Villi jednak nie ma. Podczas Euro 2012 obaj faworyci bliscy są chwilami stanów idealnych. Nie znaczy to rzecz jasna, że po czterech latach znów muszą spotkać się w finale. Hiszpanie i Niemcy wciąż muszą bić się o awans do ćwierćfinału, na rozmyślania nad wyższymi celami czas jeszcze nie nadszedł. Wygląda jednak na to, że o ile w 24 miesiące drużyna Loewa wykonała znaczący krok do przodu, o tyle "La Roja" się jednak cofnęła, lub w najlepszym razie drepcze w miejscu. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim Zostań selekcjonerem i wybierz swoją drużynę! Załóż futbolowe konto e-mail i bądź na bieżąco z każdym piłkarskim newsem! Kochasz piłkę nożną? Wygraj gadżety Euro 2012