- Czy czuję się bohaterem spotkania? Nie, to Robert Lewandowski strzelił jedyną bramkę, jednak myślę, że wszyscy przyczynili do wywalczenia tego punkciku - powiedział piłkarz PSV Eindhoven, który na murawie pojawił się w 70. minucie, zmieniając Macieja Rybusa.25-letni zawodnik w rozmowie z dziennikarzami nie ukrywał, że był zaskoczony tym, że z konieczności musiał pojawić się na placu gry i zająć miejsce Wojciecha Szczęsnego. Lewandowski: Sami jesteśmy sobie winni - Wchodząc na murawę absolutnie nie myślałem o tym, jak obronić rzut karny. Ba, w pierwszej chwili nawet nie dotarł do mnie nawet fakt, że sędzia może podyktować jedenastkę i wyrzucić Wojtka z boiska. Myślałem, że to tylko przewinienie naszego bramkarza we własnym polu karnym. Z drugiej strony, kto wie, gdyby on powstrzymał się od tego faulu, ten mecz różnie mógł się potoczyć - przyznał. Zmiennik Wojciecha Szczęsnego dyplomatycznie wypowiadał się na temat dalszej rywalizacji o pozycję numer jeden. Był raczej zadowolony, że mógł wystąpić w meczu otwarcia. - Na trybunach obecna była moja cała najbliższa rodzina. Co ciekawe, po raz pierwszy mój występ na żywo w drużynie narodowej oglądała moja mama - tłumaczył golkiper, który wcześniej definitywnie przegrywał rywalizację o miejsce w podstawowym składzie. Smuda nie jest rozczarowany, Santos zły Czy teraz rolę zostały odwrócone? - Chyba nikt nie spodziewał się takiego przebiegu spotkania. Na pewno wierzyłem w zwycięstwo, ale ten remis nie przekreśla naszych szans na wyjście z grupy. Musimy szanować ten punkt, bo Grecy pokazali, że są dobrą drużyną. Mimo że graliśmy z przewagą jednego zawodnika, strzelili nam bramkę - dodał.- Meczem z Grekami udowodniliśmy jednak, że możemy nawiązać z każdym. Mistrzostwa Europy jeszcze się nie skończyły - przypomniał Tytoń. Oceń polskich piłkarzy po meczu z Grecją Konrad Kazimierczak, Warszawa