Dwa i pół roku przygotowań, najlepsza generacja piłkarzy od lat z trio mistrzów Niemiec, czterej gracze naturalizowani, najsłabsza grupa na Euro 2012, a przede wszystkim gra u siebie, przy fanatycznym wsparciu kibiców - jeśli te wszystkie argumenty nie uchroniły reprezentacji Polski od zajęcia ostatniego miejsca w grupie, to dobitnie pokazuje miejsce naszej piłki. Mamy za sobą czwarty turniej przegrany z kretesem w ostatnich 25 latach. Można jeszcze raz "ukrzyżować" selekcjonera, jak było z Jerzym Engelem, Pawłem Janasem i Leo Beenhakkerem, można rozpocząć kolejną wojnę z PZPN-em. Nie zmieni to jednak faktu, że polski futbol wciąż tkwi w punkcie wyjścia. Remis z Rosjanami tchnął nadzieję w tłumy kibiców. Oczami wyobraźni zobaczyli solidny, zdeterminowany, dobrze przygotowany zespół. Tak naprawdę jednak niezłe były tylko krótsze, lub dłuższe momenty gry, najwięcej było ich w meczu nr 2, najmniej przeciw Czechom. Od 20. minuty drużyna Smudy nie miała już żadnych argumentów. 64 lata czekali czescy piłkarze na zwycięstwo w Polsce. Doczekali w chwili, gdy kibicom kadry Smudy śnił się ćwierćfinał Euro. Oceniając na zimno, Polska to jednak niższa kultura piłkarska wobec Czechów. Nie zmieni tego jeden trener i 11 piłkarzy. Dla nich występ na mistrzostwach jest porażką, znęcanie się nie ma już sensu, Smuda przegrał, odchodzi, czy jednak znajdzie się ktoś genialny, kto wskaże drogę wyjścia z kryzysu? Po prezesie PZPN trudno oczekiwać reform, on postawi na czele drużyny kolejnego straceńca, który obieca, że będzie lepiej, by wcześniej, czy później dojść do ściany, jak Smuda w starciu z Czechami. Można jeszcze raz powtórzyć powszechnie znane prawdy o reformie szkolenia i zmianie systemu, tak naprawdę jednak PZPN nie ma nawet cienia pomysłu jak to zrobić. Część z nas czuje żal, inni wściekłość, wszyscy bezradność wobec sytuacji, która zdaje się nie mieć wyjścia. Związek powinien zatrudnić fachowca od gruntownych reform systemu, ale jak wiadomo jest to ostatnia rzecz, o której działacze myślą. W mętnej wodzie czują się najlepiej. To była szalona grupa, biorąc pod uwagę, że wygrała ją drużyna Michala Bilka, która zaczęła od porażki z Rosjanami 1-4. Zespół Dicka Advocaata, kreowany wtedy nawet na faworyta mistrzostw, wraca do domu na tarczy. Wyprzedził tylko Polaków, którzy w drugim starcie na Euro znów nie wygrali meczu. Cztery lata temu zespół Beenhakkera wrócił z Austrii z jednym punktem, teraz drużyna Smudy kończy turniej z dwoma. Kibice przeżyli trochę więcej emocji i nadziei, koniec jest jednak podobny. Miało być jak nigdy, skończyło się jak zawsze. Co nam pozostaje? Radość ze wspaniałej gry innych, na turnieju, podczas którego nie padł dotąd ani jeden bezbramkowy remis. Dzięki rzeszom polskich fanów trwających przy drużynie Smudy na dobre i na złe, a także kibicujących rywalom, te mistrzostwa mają tak niezwykłą atmosferę. Jedna porażka, nawet najbardziej bolesna, tego nie zmieni. Polacy szaleją za piłką, potrafią być wierni swojej drużynę, nawet gdy jej sukces jest tylko złudzeniem. Dariusz Wołowski, korespondencja z Wrocławia Smuda zrezygnował! Dobrze czy źle?