Entuzjazm Petera Schmeichela wręczającego Robertowi Lewandowskiemu nagrodę dla gracza meczu otwarcia Euro 2012 kontrastował z podłym nastrojem w sali konferencyjnej. Tak Franciszek Smuda, jak Lewandowski podkreślali, że po remisie z Grecją pozostali w grze o awans, ale tak naprawdę ich myśli wciąż rozprawiały się z traumatyczną przeszłością. Po 45 minutach jednego z najważniejszych spotkań w historii polskiej piłki mieli rywala na deskach, stojąc dwoma nogami na jego ledwo oddychającej piersi. Dlaczego zrobili potem wszystko, by role się odwróciły? Można tylko snuć hipotezy. W przerwie meczu zajrzałem na portale zagranicznych gazet, by sprawdzić, czy to, co widzę i przeżywam, widzą bardziej obiektywni. Hiszpańska "Marca" podkreślała totalną dominację drużyny Smudy wyrażając przy tym podziw dla przebiegu gry. Tradycyjnie nudny mecz otwarcia toczył się w niewiarygodnym tempie, Polacy grali wysokim pressingiem spychając Greków do rozpaczliwej obrony. Dziennikarz podkreślał, że najgorszy na boisku był jego rodak Velasco Carballo, pomoc sędziego (wydumana czerwona kartka dla Sokratisa) była jednak ostatnią rzeczą potrzebną gospodarzom. Żeby przewidzieć dramatyczny scenariusz na decydujące 45 minut, trzeba było już być Polakiem, czującym do bólu wieloletnie pasmo zaprzepaszczonych szans w naszej piłce. Drużyna Smudy pozwoliła Grekom na "zmartwychwstanie", kreowany na bohatera Wojciech Szczęsny popełnił błąd w pierwszej poważnej interwencji. A potem Przemysław Tytoń, który przybył na mistrzostwa bez przydzielonej, historycznej misji, ocalił zespół przed porażką. Dla porządku dodam, że w "Marce" tytuł do całości wydarzeń na Stadionie Narodowym informował o tym, że "Grecy wspaniałomyślnie pozostawili przy życiu gasnących w oczach gospodarzy". "Na wojnie jest tak, że albo zabijasz, albo sam zostajesz zabity" - powiedział mi znajomy dziennikarz, gdy wymienialiśmy wrażenia po meczu. Cytuję tę uwagę nie dlatego, żeby wydawała mi się przesadnie odkrywcza, ale zwraca uwagę, jak bardzo drużyna Smudy "zgrzeszyła" wobec niepowtarzalnej szansy na zwycięstwo. Sam selekcjoner stracił panowanie nad emocjami dokonując zaledwie jednej, wymuszonej zmiany, choć niewykluczone, że na ławce dla rezerwowych obok Tytonia siedzieli inni potencjalni bohaterowie. Na boisku Kuba Błaszczykowski i jego koledzy słabli z każdą chwilą, potrzebując impulsu, jaki dał Grekom wpuszczony w przerwie Dmitris Salpigidis (gol i wywalczony karny). Po dwóch meczach pierwszego dnia mistrzostw Europy oczywiste jest, że we wtorek skala trudności wyzwania przed drużyną Smudy będzie wyższa od Mount Everestu. Starcie z Czechami było futbolowym monologiem Rosjan, zgłaszających pretensje do odegrania roli rewelacji Euro 2012. Jak zatrzymać drużynę, która wydaje się nie mieć w tej grupie przeciwnika równego sobie? W odróżnieniu od pojedynku z Grekami polski bramkarz nie będzie czekał z pierwszą interwencją do 50. minuty. Oby też, jakość jego gry była zdecydowanie wyższa. Tytoń zrobił już pierwszy wielki krok, pora na następne. Przez 90 minut pojedynku we Wrocławiu Rosjanie gnali za Czechami jak wilki. Ich siła, witalność, polot musiały zrobić wrażenie nie tylko na rywalach z grupy A, ale na faworytach mistrzostw. Czy Polacy będą zdolni się przeciwstawić? Czy znajdą właściwy klucz do rozwiązania zagadki, przyjęcie wymiany ciosów wydaje się rozwiązaniem samobójczym. Jedno jest oczywiste: limit głupich błędów został wyczerpany już w pierwszym meczu. Albo drużyna Smudy przejdzie błyskawiczną metamorfozę, albo awans do ćwierćfinału nie opuści sfery marzeń. Pojedynek z Grekami był jednym z najdramatyczniejszych w historii polskiej piłki. Nawet ci z rodaków, którzy nie za bardzo wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi, nie nudzili się ani chwili. O tym właśnie mówił Schmeichel starając się pocieszać Lewandowskiego. Abstrahując od błędów, Smuda stworzył drużynę, przy której trudno się nudzić. "Mecz kluczowy, o wszystko i o honor" - od ćwierć wieku występy reprezentacji Polski na wielkich imprezach toczą się według tego ponurego scenariusza. Rywalizacja z Rosjanami, w której tyle jest pozasportowych podtekstów, znów będzie grą o wszystko. Polacy muszą zdobyć co najmniej punkt, bo inaczej przestaną zależeć od siebie i ewentualne zwycięstwo nad Czechami może mieć już wyłącznie statystyczne znaczenie. Dariusz Wołowski Dyskutuj z autorem na jego blogu! Zobacz wyniki i tabelę grupy A Polacy, nic się nie stało! - Dyskutujcie o meczu Polska - Grecja