"Skończony wariat" - podobne słowa w różnych językach musiały obiec świat, gdy lider reprezentacji Włoch zdobył gola z karnego na 2-2. To była historia piłki w pigułce, od "podcinki" Antonina Panenki w finale mistrzostw Europy 1976 roku, przez strzał Diego Maradony w półfinale Itralia’90, po uderzenie Francesco Tottiego w półfinale Euro 2000. Nieludzkie, by do tego stopnia panować nad emocjami. "Zobaczyłem, że Hart jest bardzo zmotywowany, chciałem, by poczuł presję" - wyjaśnił Pirlo dodając, że sposób wykonania jedenastki, jaki wybrał wydał mu się najłatwiejszy. Czy można wątpić w słowa lidera drużyny Cesare Prandellego? Od początku Euro 2012 czyni na boisku cuda z taką swobodą, jakby jego futbol nie miał granic. Jeszcze dwa lata temu w RPA wydawał się graczem wypalonym. Kolejną młodość dał mu transfer do Juventusu. Dziś czaruje na Euro 2012, cztery mecze Italii i cztery razy był bezdyskusyjnie najlepszy na boisku. Wyniósł drużynę do strefy medalowej, z widokami na jeszcze więcej. Ani Andres Iniesta (Hiszpania), ani Mesut Oezil (Niemcy), ani nawet Cristiano Ronaldo (Portugalia) nie wnoszą aż tyle do gry pozostałych półfinalistów. Nie wiem, na co czekali Anglicy? Przez 120 minut ćwierćfinału ani na chwilę nie podjęli otwartej gry o zwycięstwo. A przecież od 1990 roku odpadli już z szóstego turnieju przegrywając serię rzutów karnych. Dla nich jedenastki to nie loteria, ale rosyjska ruletka z magazynkiem pełnym naboi. Mimo to na własną zgubę grali "catenaccio" przez 120 minut. Wierzyli, że przekleństwo jedenastek się odwróci, tak jak dla Chelsea w finale Champions League? Wyobrażam sobie miny największych faworytów Euro 2012. Italia to niemiecka zmora, której w Warszawie ze wszystkich sił drużyna Joachima Loewa chciała uniknąć. Niemcy grali z Włochami bardzo często, ale nigdy nie ograli ich na wielkim turnieju. Z Anglikami? Nigdy nie odpadli. W czwartek, w boju o finał w Warszawie staną przeciw sobie dwie jedenastki w stanie skrajnie odmiennym. Niemcy odpoczną dwa dni dłużej, w ćwierćfinale mieli 90 minut "spaceru" z Grekami pokazując futbol porywający, czyli taki jak zwykle. Wydaje się, że mają w rękach wszystkie atuty, poza dręczącą niepewnością historyczną. Pierwszy raz zdarzyć się musi, kiedy jeśli nie na Euro 2012, gdzie Anglicy pokonali Szwedów, a Hiszpanie Francuzów? Afera hazardowa sprawiła, że zespół Prandellego, który na zgrupowaniu przed Euro 2012 odwiedziła policja, jechał do Polski marząc o kilku dniach normalności. Kibice w Italii nie mieli podstaw liczyć na zbyt wiele, bo według rodzimych fachowców "Squadra Azzurra" ma teraz mniej indywidualności niż kiedykolwiek. Serie A jest w kryzysie, Prandelli musiał postawić na 33-letniego Pirlo, dogadać się z ekscentrycznym Antonio Cassano, który do poważnego futbolu dojrzał dobijając do trzydziestki. Zapewne pomogło mu to, że rolę "enfant terrible" włoskiej piłki gra teraz Mario Balotelli. W dodatku przed meczem z Anglikami zespół stracił Giorgio Chielliniego. Wszystko to okazało się jednak za małym osłabieniem. Na czwartkowy półfinał Niemcy dostają rywala najgorszego z możliwych. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2323085">Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim</a>