Listkiewicz nie ma wątpliwości, że kibiców, piłkarzy i turystów czeka wspaniały turniej.- Impreza zapowiada się cudownie. Nigdy nie miałem wątpliwości, że taka będzie. I nie zmieniam zdania, mimo różnych zawirowań w przygotowaniach. Niedokończony remont dworca czy nieoddany w terminie kawałek autostrady nie ma wpływu na przebieg takiego turnieju - powiedział Listkiewicz.Jak zaznaczył, zamiast narzekać, lepiej się cieszyć z tego, co udało się osiągnąć.- Nigdy nie jest tak, że uda się zrealizować sto procent planów. Nikt nie mógł przewidzieć np. światowego kryzysu gospodarczego, który nie pozostał bez wpływu na przygotowania. Gdyby okazało się, że choćby połowę założeń udało się zrealizować, to korzyść dla państwa i obywateli będzie olbrzymia. Ten turniej jeszcze się nie zaczął, a już wiele nam dał. Drogi, lotniska, dworce, stadiony - to wszystko i tak by powstało tylko znacznie później - podkreślił.Były szef piłkarskiej centrali przyznał, że Euro 2012 będzie jednym z ważniejszych wydarzeń w jego życiu.- To jak narodziny czy matura dziecka. Wszystko zaczęło się w 2003 roku, kiedy garstka ludzi zapaliła się do idei organizacji ME. Punkt zwrotny nastąpił w kwietniu 2007, kiedy UEFA zdecydowała o powierzeniu nam i Ukraińcom organizacji. Do końca życia nie zapomnę widoku polskich kibiców, którzy przed City Hall w Cardiff tuż po ogłoszeniu wyników stworzyli atmosferę, jakby reprezentacja zdobyła mistrzostwo świata. A teraz przyjdzie ukoronowanie dziewięciu lat ciężkiej pracy - ocenił.Jego zdaniem, mimo niedociągnięć infrastrukturalnych Polacy mogą być dumni z wykonania zadania. "Za dużo jest w nas malkontenctwa. Podczas meczu z Niemcami w Gdańsku goście nie mogli się nachwalić tamtejszego obiektu. Niedawno w Warszawie gościli Amerykanie, którzy zachwycali się Stadionem Narodowym. 13 z 16 drużyn uczestniczących w ME zamieszka w Polsce, bo spodobały im się nasze ośrodki. Przy Euro będzie pomagać trzy tysiące wolontariuszy, a kandydatów było trzy razy więcej. Ta armia przeszkolonych, przygotowanych do pracy przy podobnego typu wydarzeniach ludzi stanowi wielki kapitał. To wszystko powód wręcz do dumy, a nie do marudzenia" - przekonywał.Listkiewicz ma nadzieję, że osłabiony z różnych przyczyn społeczny entuzjazm wobec Euro-2012 wróci.- Radość z organizacji ME jest teraz nieco stępiona, przytłumiona, bo... nie mogła przez pięć lat być na tym samym poziomie. Liczę jednak, że wróci krótko przed inauguracją. Myślę, że już w maju zacznie się w kraju wielki karnawał radości, a na ulicach trwać będzie fiesta, porównywalna z tą, która zapanowała po ogłoszeniu decyzji o przyznaniu nam organizacji - dodał.Przestrzegł jednocześnie, by Euro 2012 nie oceniać wyłącznie przez pryzmat wyniku, który osiągnie drużyna trenera Franciszka Smudy.- Porównałbym ME do tortu. Jest już gotowy. Wyrośnięty, pięknie przystrojony. Brakuje tylko wisienki w postaci sukcesu sportowego. Jednak zadanie przed polskimi piłkarzami bardzo trudne, więc byłoby przykro, gdyby w lipcu oceniać imprezę tylko przez ten pryzmat. Brak wisienki nie oznacza zakalca, nie sprawia, że ciasto jest niesmaczne. Trzeba realnie i rzetelnie oceniać możliwości oraz efekty - stwierdził.Jako prezes PZPN Listkiewicz był obecny przy wszystkich awansach drużyny narodowej do wielkich imprez w 21. wieku i z perspektywy czasu różne wskazuje przyczyny niepowodzeń w turniejach finałowych.- W 2002 roku za długo świętowaliśmy awans, zachłysnęliśmy się faktem, że zagramy na mundialu po 16 latach przerwy. W 2006 roku przed MŚ w Niemczech pojawiły się kontrowersje wokół personalnych wyborów trenera Janasa i zabrakło chyba trochę skromności. Nie doceniliśmy rywali z Ekwadoru i Kostaryki. Z kolei w Euro 2008 rywale byli po prostu lepsi. Przed turniejem wydawało się, że nawiążemy walkę, ale poziom okazał się zbyt wysoki - powiedział.Teraz przestrzega przed zbyt dużym optymizmem po losowaniu.- Grecja, Rosja, Czechy. Niektórzy odtrąbili wielki sukces po losowaniu. Dobrze, że Smuda tonuje nastroje. To silni, niewygodni rywale. W dodatku nie wywołują u piłkarzy takiej mobilizacji, jak Niemcy czy Anglia. Naprawdę czeka nas trudna przeprawa. A kto liczy, że wszystko załatwi własna publiczność - jest w błędzie. Zawodowi piłkarze są przyzwyczajeni do gry pod presją, przy wrogo nastawionych kibicach. Polscy fani są fantastyczni, ale nie liczyłbym, że rywale biało-czerwonych się przestraszą - zakończył Listkiewicz.