W sezonie 2002/2003 Wisła Kraków zrobiła furorę w Pucharze UEFA, eliminując Parmę i Schalke, a przegrywając dopiero z Lazio. W barwach "Białej Gwiazdy" szalał Kamil Kosowski. Wydawało się, że za chwilę podbije świat. Piłkarski świat. Dziś po latach "Kosa" wyznał: "W Krakowie imprezowałem non stop. Gdy grałem w Wiśle, wychodziłem w miasto dwa albo trzy razy w tygodniu, a czasem nawet cztery". Kulisy futbolu Wywiad Kamila Kosowskiego dla "Przeglądu Sportowego" - przeprowadzony przez Łukasza Olkowicza i Piotra Wołosika - jest bardzo ciekawy. Pozwala zajrzeć za kulisy futbolu. I relację składa uczestnik zdarzeń, autentyczna gwiazda polskiej piłki. 35-letni piłkarz Bełchatowa przyznaje, że chlał, że nie zdarzało mu się wracać trzeźwym do domu. Wyznaje: "Pociągały mnie różne przyjemności - hazard, alkohol, dyskoteki". Zarazem wyciąga fałszywy wniosek: "Gdybym w Anglii grał na takim poziomie i tak balangował, zrobiłbym furorę. Tylko w Polsce mnie nie docenili".Wniosek jest fałszywy, gdyż nawet w Polsce Kosowskiemu zdarzyło się kilka wspaniałych meczów, ale też wiele kiepskich. Przymierzały go wielkie kluby. Jednak Inter Mediolan wolał Holendra Andy'ego van der Meyde. "Kosa" przypadł do gustu Giovanniemu Trapattoniemu, który chciał go sprowadzić do Benfiki Lizbona. Jednak zawodnik wspomina, że w wywiadzie dla Mateusza Borka - na pytanie o portugalskie wino - odparł, że woli wódkę ze sprite'em. Kosowski relacjonuje, że dotarło to do słynnego włoskiego trenera i ten wstrzymał transfer. Kosowski w sile piłkarskiego wieku, mając 26 lat, trafił do Bundesligi. Jednak nie zachwycił. Dwa lata w 1. FC Kaiserslautern były przeciętne. 23 mecze w pierwszym sezonie w Bundeslidze, z czego 18 w podstawowym składzie - bez gola, tylko 2 asysty. 20 spotkań w drugim sezonie, z czego tylko 13 od pierwszej minuty - jeden gol, 2 asysty. Nigdzie nie zrobił furory Kosowski nie podbił Bundesligi. Nie zrobił furory nigdzie - ani w Southampton (18 meczów - 1 gol, druga liga anieglska), ani w Chievo Werona (23 spotkania, pierwsza liga włoska), ani w Kadyksie (17 meczów, druga liga hiszpańska), ani na Cyprze, gdzie grał w APOEL-u Nikozja i w Apollonie Limassol. Najlepszy był, gdy w sezonie 2007/2008 wrócił do Polski. Przez pół roku w Wiśle w 13 spotkaniach strzelił gola i zaliczył 10 asyst. Jeszcze warto zwrócić uwagę na to, że pomógł APOEL-owi awansować po raz pierwszy do Ligi Mistrzów. Jednak tak naprawdę, co to za dorobek dla zawodnika, który mógł być jednym z najlepszych skrzydłowych w Europie? Kosowski chwali się Olkowiczowi i Wołosikowi, że zagrał ponad 50 meczów w reprezentacji Polski. Że awansował z kadrą do finałów mundialu w Niemczech. Owszem, to fakt, ale jest pytanie, ile z tych meczów było porywających, ile dobrych, a w ilu po prostu grał słabo. Porywających pewnie kilka, dobrych jeszcze kilka, a reszta na poziomie "dżemu ligowego". Brakowało sił, a pewnie i motywacji... Na mundial w 2006 roku pojechał po słabym sezonie w Anglii. W pierwszym meczu z Ekwadorem wszedł i doznał kontuzji mięśnia pośladkowego. Nie żartuję! Piłkarz, który mógł się pokazać na kilku wielkich turniejach, zagrał 12 minut w finałach mistrzostw świata...Tak czy inaczej, wywiad jest pasjonujący, podobnie jak życie Kosowskiego. Nic tylko napisać, czy raczej podyktować autobiografię. Będzie to manifest przegranego pokolenia, ale na pewno przeczytamy jednym tchem... Flaszka na sen Pamiętam, jak Kosowski opowiadał, że przed meczem z Lazio w Rzymie z Maciejem Żurawskim wypili flaszkę "Finlandii". "Dobrze zrobiło nam na sen" - podsumował. Gdy z niedowierzaniem kręciłem głową, dodał: "A myślisz, że nie było 'Finlandii' przed meczem w Gelsenkirchen, gdzie rozbiliśmy Schalke 4-1". Hm, to były mecze życia Kosowskiego - Schalke i Lazio. Później jeszcze raz zagrał taki mecz - po latach, gdy przyczynił się do awansu APOEL-u kosztem FC Kopenhaga. Mało, zaskakująco mało tych wielkich meczów jak na skalę talentu. Oj, dużo, zapewne bardzo dużo było wódki ze sprite'em... Najważniejsze, że Kamil niczego nie żałuje...