<a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/gr-a-me-czechy-polska,3404">Zapraszamy na relację na żywo z meczu grupy A Czechy - Polska!</a> Polscy piłkarze mieli wielką szansę na awans do ćwierćfinału mistrzostw Europy. Niestety, Czesi okazali się lepsi. Czesi to największa zagadka grupy A. W pierwszym spotkaniu przegrali wysoko z Rosją 1-4, ale w drugim pokonali Grecję 2-1, strzelając oba gole już na początku spotkania. W polskiej ekipie, po dwóch remisach 1-1, panował optymizm - wszyscy byli zgodni, że "Biało-czerwoni" mają więcej atutów w ofensywie niż rywale. Trener Franciszek Smuda odetchnął z ulgą. Na mecz z Czechami wystawił skład, o jakim marzył, bo o kontuzjach doszli do siebie Damien Perquis i Dariusz Dudka. Problem mieli za to Czesi - ich słynny lider Tomas Rosicky z powodu kontuzji ścięgna Achillesa rozpoczął mecz na ławce rezerwowych. Polscy piłkarze pięciokrotnie w historii grali z Czechami (nie licząc meczów z Czechosłowacją), w tym dwukrotnie u siebie. Oba spotkania - w 1999 roku w Warszawie i w 2008 w Chorzowie - "Biało-czerwoni" wygrali 2-1. Początek meczu to wyraźna przewaga biało-czerwonych. Do trzynastej minuty Polska stworzyła pięć bramkowych sytuacji, w najlepszej Robert Lewandowski minimalnie chybił z ośmiu metrów. Agresywny pressing przynosi rezultaty, podopieczni Franciszka Smudy raz po raz stawali przed szansą na pokonanie Petra Czecha. Niestety - strzelali niecelnie. Inicjatywa pozostawała stronie Polski, choć tempo meczu zauważalnie spadło. Po kwadransie szalonego pressingu Polacy próbowali ataków pozycyjnych. Czesi liczyli na przejęcie piłki i szybkie kontrataki. Próbowaliśmy też strzałów z dystansu - w 21. minucie z trzydziestu metrów fantastycznie uderzył Boenisch, Czech z najwyższym trudem sparował piłkę na rzut rożny. Obfite opady deszczu utrudniały dokładną grę, na stadionie słychać było również grzmoty. Czesi coraz częściej dochodzili pod nasze pole karne, ale Przemysław Tytoń nie musiał jeszcze prezentować swoich umiejętności bramkarskich. Błąd w ustawieniu z 36. min. mógł nas wiele kosztować, na szczęście Barosz, którego nie udało się złapać na spalonym, nie doszedł do piłki. Byłby sam na sam z Tytoniem. Chwilę później Czesi stworzyli groźną sytuację, ale sami pogubili się pod naszą bramką. Tytoń nie miał problemów z wyłapaniem lekkiego, plasowanego strzału. Pierwsza połowa miała różne oblicza. 20 minut huraganowych ataków Polaków, którzy założyli bardzo wysoki pressing. Czesi mogli cieszyć się, że Czech nie musiał wyciągać piłki z siatki. W ciągu następnych dziesięciu minut gra była wyrównana, trzeci kwadrans należał do Czechów. Nie zdołali oni jednak pokonać Przemysława Tytonia. Do przerwy bez bramek. Mocno zaczęli drugą połowę Czesi. Zdając sobie sprawę z tego, że jeśli utrzyma się wynik z drugiego meczu - prowadzenie Greków z Rosją - remis z Polską to koniec turnieju również dla nich. Polacy mieli coraz większy problem z powstrzymywaniem dynamicznych ataków Czechów. Na boisku pojawił się Kamil Grosicki, zastępując Eugena Polanskiego. Po godzinie gry Czesi utrzymywali wyraźną przewagę. Polacy zostali zepchnięci do defensywy. Gdyby nie Tytoń, w 64. minucie Czesi wyszyliby na prowadzenie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i strzale głową Sivoka. Udało im się to w 72. minucie. Strata Murawskiego w środku boiska, perfekcyjna kontra Czechów, Baros podał do Jiraczka, który płaskim strzałem z kilku metrów nie dał szans Tytoniowi. Trener Smuda natychmiast zareagował - na boisku pojawili się Adrian Mierzejewski oraz Paweł Brożek. Polacy postawili wszystko na jedną kartę - coraz więcej zawodników brało udział w akcjach ofensywnych, nieliczni asekurowali bramkarza. Strata piłki w ataku mogła zakończyć się utratą bramki, ale nie było już nic do stracenia. Czesi bronili pola karnego i przedłużali wznowienie gry w każdej możliwej sytuacji. Czas bezlitośnie uciekał, a razem z nim nasze szanse na awans do ćwierćfinału. Końcówka meczu nie przyniosła zmiany rezultatu. Piłka nie chciała wpaść do bramki Czecha.