W niedzielnym "Cafe Futbol" w Polsacie Sport, Mateusz Borek - jak zwykle pełen pasji w takich sprawach - ogłosił, że rozmawiał z prezesem Wisły Kraków Bogdanem Basałajem. Ten ostatni przyznał, że Moar Melikson już dysponuje polskim paszportem. Mateusz zwrócił uwagę, że zmieniły się przepisy FIFA i teraz nawet debiut Meliksona w reprezentacji Izraela - w towarzyskim spotkaniu z Urugwajem w 2010 roku - nie zamyka mu drogi do naszej drużyny narodowej. Mati rzucił hasło i przez media przetoczyła się lawina. Ktoś tam zadzwonił do Franciszka Smudy, a ten natychmiast podchwycił temat, zaznaczając, że wybiera się do Bielska-Białej na mecz Podbeskidzia z Wisłą. A jak Smuda potwierdził, że Melikson go interesuje, to już końca nie widać w tym zamieszaniu. Cały tydzień temat był wałkowany w mediach. Francuz Jean Fernandez, selekcjoner Izraela, powołał Meliksona, czy nie - ileż można o tym czytać... Matiego zawsze irytował brak szybkiej reakcji PZPN na ciekawych piłkarzy z polskimi korzeniami. Często powtarzał opowieść o tym, jak Tomasz Kłos sygnalizowała, że Lukas Podolski chce zagrać z "Białym Orłem" na piersi. A wkrótce było już za późno, skoro po "Poldiego" sięgnął Rudi Voeller... Ba, sam Mati maczał palce w nominacji dla Tomasza Zdebla, który akurat dobrze grał w Belgii, a Jerzy Engel szukał piłkarzy do kadry na eliminacje mundialu 2002. Engel i ówczesny wiceprezes związku, Zbigniew Boniek, przeforsowali też obywatelstwo dla Nigeryjczyka Emmanuela Olisadebe. Teraz emocje rozpala sprawa naturalizacji Manuela Arboeledy , Kolumbijczyka, który od ponad pięciu lat mieszka w Polsce. Tomasz Hajto, który sam 62 razy zagrał dla Polski, na swoim blogu postawił tezę, że Arboleda zamyka drogę do podstawowej jedenastki takiemu zawodnikowi, jak Maciej Sadlok. Wyliczał tam mnóstwo argumentów za Sadlokiem, a Arboledę podważył, jak tylko mógł. Jednak ankieta pod tekstem dała zaskakujący rezultat - prawie sześć tysięcy głosujących, z czego 53 procent opowiedziało się za Arboledą w naszej reprezentacji. W reprezentacji już są naturalizowani Ludovic Obraniak, Roger Guerreiro i Sebastian Boenisch. Od początku na tak był Adam Matuszczyk, wkrótce mają dołączyć Arboleda i Damien Perquis, a może także Melikson. Nie udało się przekonać Roberta Acquafreski, Eugena Polanskiego, czy Chrisa Wondolowskiego. Kilka spotkań w lidze francuskiej zagrał Timothee Kołodziejczak, a już wymienia się go w gronie kandydatów do kadry. Zwariowaliśmy? Jak najbardziej! Na pytanie dlaczego, moja odpowiedź jest brutalna - brakuje nam klasowych piłkarzy. Stąd ta tęsknota za każdym zawodnikiem, który cokolwiek rokuje. Nie potępiam tego, ale i nie zachwycam się. Pamiętam, jak Boenisch - kiedy w styczniu 2009 roku rozmawiałem z nim na temat reprezentacji Polski - odparł, że na razie to jedzie z niemiecką młodzieżówką na finały mistrzostw Europy. I że Polska jest spóźniona. Dopiero gdy Boenisch nie dostrzegł szansy na powołanie do kadry Joachima Loewa, to skorzystał z nominacji Smudy... Sam przywoływałem przykład Marcosa Senny, który w 2002 roku przyjechał do Hiszpanii z Brazylii, a już w marcu 2006 roku zadebiutował w reprezentacji nowej ojczyzny. Nawet Hiszpanie uznali, że warto postawić na Brazylijczyka, mimo niesłychanej konkurencji w drugiej linii. Naturalizacja Senny przyniosła efekt w postaci mistrzostwa Europy w 2008 roku. Pomocnik Villarreal CF był ważnym elementem drużyny Luisa Aragonesa. Tak wygląda współczesna piłka nożna - w dobie globalizacji. Co nie znaczy, że nie należy zadawać pytań - o patriotyzm, o obywatelstwo, o znajomość języka (tak, tak - to podstawa), o przepisy, o chęć i motywację... Dyskutuj na blogu Romana Kołtonia