W fazie grupowej Jeleń zagrał tylko w pierwszym spotkaniu na San Siro z Milanem i - już narzekając na uraz - w drugiej połowie starcia z Realem Madryt we Francji. Od końca września jednak pauzuje i spotkania ogląda z trybun lub w telewizji. Wtorkowy mecz swojego klubu z Milanem (0:2) Jeleń obejrzał w Poznaniu, bo tu w klinice Rehasport przechodzi rehabilitację po ubiegłotygodniowym zabiegu w kolanie. Porażka ze słynnym zespołem z Mediolanu może przekreślić nadzieje klubu z Francji na trzecie miejsce, dające wiosną prawo gry w Lidze Europejskiej. Auxerre traci bowiem punkt do Ajaksu Amsterdam i trudno będzie tę stratę odrobić. - Szkoda tej porażki, bo do tego błędu w obronie i bramki Ibrahimovicia wszystko układało się dobrze. No ale cóż, będziemy musieli spróbować wygrać w Madrycie - uważa Jeleń. Być może Auxerre wystarczy remis - jeśli Ajax przegra na wyjeździe z Milanem. Wiadomo jednak, że Jeleń nie pomoże kolegom na Santiago Bernabeu - do treningów wróci dopiero w styczniu. Interia.pl: Co się stało z tym kolanem? Ireneusz Jeleń: - Po pierwszej operacji, w wakacje, wróciłem do treningów i przez dwa miesiące wszystko było dobrze. Później ból znów się pojawił. No i się powiększał, noga bolała coraz bardziej, wdało się zapalenie tkanek. We Francji dostawałem zastrzyki w kolano by rozprowadzić to zapalenie tkanek. By ustąpiło. Niestety, bez efektu. Przyjeżdżałem do Polski na badania, tu w Rehasporcie doktor Jaroszewski powiedział, że można te tkanki usunąć operacyjnie. Rozmawiałem w tym w klubie: z prezydentem i z lekarzem - moja decyzja była taka, że trzeba zrobić zabieg. W końcu klub pozwolił mi, bo dr Jaroszewski zna moje kolano i przyczynę bólu. Dostałem zgodę na operację. Od zabiegu minęło dziewięć dni. Dr Jaroszewski powiedział, że w styczniu będzie pan już mógł trenować? - Mnie powiedział, że trzeba pilnować dyscypliny i spokojnie do tego wszystkiego podchodzić, a za sześć tygodni będę mógł wznowić zajęcia. Jak długo potrwa rehabilitacja w Polsce? - Teraz jestem w Poznaniu do piątku lub soboty. Później wrócę na parę dni do Francji, by odpocząć i spotkać się z rodziną. Kolejne dwa tygodnie znów spędzę w Poznaniu, będziemy pracować nad siłą i mięśniami. Tak, by mięsień dwugłowy doszedł do takiej sprawności, jaką mam w prawej nodze. Wiele zależeć będzie od tego, jak ta rehabilitacja będzie przebiegała i goiły rany. To doktor podejmie decyzję, jak będę z nim utrzymywał kontakt. Operacja była niezbędna? - Była inna możliwość pracy na kolanem i mięśniem w lewej nodze, bo zaczął zanikać. Pojechałem do specjalisty do Bordeaux, jednego z najlepszych fachowców we Francji, ale ten sposób leczenia nie gwarantował, że wszystko będzie w porządku. Po siedmiu tygodniach byłem już psychicznie wyładowany. Wcześniej mnie zapewniano, że pomogą mi zastrzyki, a z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień było gorzej. Operacja jest moją decyzją. Dr Jaroszewski zapewnił mnie, że po usunięciu tych ognisk wszystko będzie w porządku. Nie zdecydował się pan na ten zabieg za późno? - Chciałem wcześniej, ale w klubie postawiono na leczenie zachowawcze. Do Poznania przyjechałem na badania dwa razy, ostatnio trzy tygodnie temu i już wtedy dr Jaroszewski powiedział, że tkanki trzeba usunąć zabiegowo. A w klubie mówili, że nie trzeba. Ja jestem tylko pracownikiem, to oni decydują. Godziłem się więc na opcję klubową, ale nie dała wyników. Miałem długie rozmowy z prezydentem Auxerre. Trener od samego początku był po mojej stronie, chciał bym to zrobił jak najszybciej. Dużo sił włożyłem w to, by przekonać prezydenta i się udało. To bardzo pechowy moment na kontuzję, bo AJ Auxerre czekało na Ligę Mistrzów aż osiem lat, a pan całą karierę. - Tak, zawsze marzyłem o Lidze Mistrzów i nie spodziewałem się, że będę miał możliwość występu w niej w barwach Auxerre. Nasz awans był wielką sprawą, po dwumeczu z Zenitem w mieście zapanowało wielkie święto. Byliśmy drużyną ocenianą na obronę przed spadkiem z ligi, a później nikt nie mógł uwierzyć w trzecie miejsce, wyeliminowanie Zenita i awans do fazy grupowej. Było mi dane zagrać tylko na San Siro z Milanem i w drugiej połowie meczu z Realem. Trudno, kontuzje są wliczone w ten zawód, choć mam nadzieję, ze jak dojdę do pełnej sprawności i zmienię klub, to zagram w Lidze Mistrzów gdzieś indziej. Sporo mówiło się już o zmianie klubu, o przejściu do Marsylii, a niedawno o Serie A. myśli pan o tym? - Na tę chwilę najważniejsze jest zdrowie. Chciałbym wyleczyć kontuzję i złapać taką formę jak w zeszłym sezonie. Kończy mi się kontrakt z Auxerre (w czerwcu przyszłego roku - red.), rozmawiam z kilkoma klubami i jestem naprawdę bardzo blisko tego, żeby zmienić zespół i zagrać w następnej edycji Ligi Mistrzów. Z tego wynika, że to mocny klub z mocnej ligi! - Tak. Jest pan chyba największym pechowcem w polskiej piłce, bo to kolejna kontuzja w ostatnim czasie. To zwykły pech czy coś innego? - No niestety, kontuzje mnie nie omijają. Przez dwa, dwa i pół roku miałem cztery operacje. Przepuklina, dwa razy kolano, bark. Nie wiem, dlaczego mnie to dotyka... Rzecz w tym, że to różne części ciała. Gdy grałem w Wiśle Płock, to takich problemów nie miałem, czasem może jakieś naderwanie mięśnia. Może dlatego tyle jest tych urazów, bo w Polsce nie było takich obciążeń? - Nie ma w ogóle porównania w tej kwestii. Inaczej się trenuje w lidze polskiej, a inaczej we francuskiej. Na każdym treningu trener pokrzykuje, że musimy być skoncentrowani, że trzeba dać z siebie wszystko, by w meczu to potwierdzić. Na początku miałem problemy, byłem zdziwiony, bo w Płocku do treningów podchodziło się lajtowo. A tutaj trener wymaga, by na treningach walczyć i grać twardo. Może dlatego organizm nie był przyzwyczajony i problemy zaczęły się wtedy, gdy wyjechałem. Mam nadzieję, że to ostatni taki przypadek i będę mógł spokojnie przygotować się do EURO. Trener Smuda cały czas szuka zawodników, z których stworzy reprezentację na EURO 2012. W ostatnim meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej zagrało tylko trzech zawodników, którzy rok temu grali podczas pierwszego spotkania reprezentacji Smudy z Rumunią. Pana pozycja nie jest chyba jednak zagrożona? - Widać bardzo duże roszady w zespole, no ale to drużyna budowana pod kątem grania w dobrą piłkę na EURO. Trener szuka rożnych rozwiązań, ja mam nadzieję, że jak wrócę do pełni zdrowia i będę mógł normalnie trenować, to pomogę. Gdy był pan zdrowy, to trener Smuda zawsze pana powoływał. - Rozmawiałem z nim kilka razy. Zapewniał, że jak będę zdrowy, to powołanie otrzymam. Zastanawiał się pan, gdzie mógłby pan grać, gdyby nie te wszystkie urazy? - Teraz to można gdybać. Nie żałuję tego gdzie jestem, bo gram w dobrej drużynie i w dobrej lidze, wywalczyliśmy awans do Ligi Mistrzów. Gdyby nie kontuzje, gdybym był w takiej formie w jakiej byłem w tamtym sezonie i gdyby nie ta operacja w wakacje, to dziś miałbym podpisany kontrakt w Olympique Marsyllia, czyli markowej, bardzo dobrej drużynie. Los tak chciał, że mam dalej grać w Auxerre i niech tak zostanie. Kończy mi się kontrakt, a co dalej Pan Bóg da? Zobaczymy. Rozmawiał Andrzej Grupa