- Nie będę ukrywał, byłem zaskoczony decyzją trenera Smudy o powołaniu mnie. Było to jednak bardzo miłe zaskoczenie. Cieszę się, że selekcjoner dostrzegł moją dobrą postawę i zaryzykował. Na zgrupowaniu zasuwam, bo chcę się pokazać z jak najlepszej strony - mówi INTERIA.PL. Gol w kadrze Smudy był już niespełna rok temu, gdy "Biało-czerwoni" lecieli na zgrupowanie do Tajlandii. Wówczas była to jednak drużyna złożona tylko z piłkarzy klubów Ekstraklasy. Teraz selekcjoner wybierał spośród wszystkich polskich zawodników. - Wygląda na to, że awansowałem u Smudy. Bardzo mnie to cieszy, bo jest to dodatkowy bodziec do dalszej pracy. Takie sytuacje dają pozytywnego kopa piłkarzowi - uważa pomocnik GKS-u Bełchatów. - W Tajlandii wypadłem tak, jak wypadłem. Wydaje mi się jednak, że trener odłożył to w niepamięć i postanowił dać mi kolejną szansę. W tym sezonie mam pewne miejsce w składzie GKS-u i uważam, że prezentuję się naprawdę nieźle. Zauważają to media, zauważył również selekcjoner, który chce mi się przyjrzeć z bliska - dodaje. Janusz Gol, poza wyjazdem do Tajlandii, nie ma żadnego doświadczenia międzynarodowego. Piłkarz od niedawna gra w Ekstraklasie, a jego Bełchatów nieskutecznie walczy o europejskie puchary. Nigdy nie marzył nawet o okazji, aby stanąć naprzeciw braciom Toure czy Didierowi Drogbie (obecnie kontuzjowany). - Nie boję się ich - zapewnia Gol. - Jasne, to piłkarze lepsi od naszych i grają w najmocniejszych ligach świata. Ale nie zapominajmy, że to też są ludzie. Jeśli miałbym się bać innych, to rzuciłbym piłkę i przestał grać. A tak, liczę, że selekcjoner da mi dziś szansę - kończy.