Uczestnicy akcji zagrozili, że jeśli rządzący zignorują ich postulaty, w maju ogłoszą ogólnonarodowy strajk. Protestujących próbowała powstrzymać milicja drogowa, która karała ich m.in. za używanie klaksonów. Niezadowolenie kijowskich taksówkarzy wywołują przede wszystkim podejmowane przez władze próby monopolizacji przewozów gości piłkarskich mistrzostw Europy. Ich obsługą miałyby się zajmować wyłącznie wybrane firmy - twierdzą kierowcy. Miejskie władze zamierzają także wprowadzić obowiązek montowania w taksówkach liczników i kas fiskalnych, oraz ujednolicić marki i kolory pojazdów, zajmujących się przewozami pasażerów. Kijowscy taksówkarze ostrzegają, że jeśli planowane przez władze stolicy zmiany wejdą w życie, minimalna stawka za przejazd wzrośnie z obecnych 25 do 65 hrywien (z ok. 10 do 26 złotych). Obecnie rynek przewozów taksówkowych w Kijowie jest całkowicie nieuporządkowany. Choć działa na nim wiele firm, zamówienie taksówki przez telefon często graniczy z cudem. Taksówkarze odmawiają na przykład wykonywania krótkich kursów tłumacząc, że im się to nie opłaca, albo - że jest im nie po drodze. W takich przypadkach mieszkańcy Kijowa wychodzą na ulicę, gdzie prócz "wolnych" i oznakowanych taksówek, machnięciem ręki mogą zatrzymać także samochód prywatny. Cenę takiego kursu ustala się bezpośrednio z kierowcą. Zależy ona nie tylko od odległości, którą pasażer zamierza pokonać, ale nierzadko od jego wyglądu i... języka, którym się posługuje. Jeśli rozmawia on - jak większość kijowian - w języku rosyjskim, cena jest niższa. Nieco więcej zapłacą ludzie, mówiący po ukraińsku, gdyż to oznacza, iż nie mieszkają w stolicy i z pewnością nie orientują się w miejscowych stawkach. Nieznający ukraińskich realiów cudzoziemiec narażony jest na największe ryzyko przepłacenia. Kierowcy zwykle żądają od nich dwukrotnie wyższej opłaty za kurs, niż od "swoich".