Turcja we wtorek wygrała z Azerbejdżanem 1-0, ale to zwycięstwo na niewiele zdałoby się drużynie holenderskiego trenera Guusa Hiddinka, gdyby Niemcy - mający już pewny awans - przegrali z Belgami. Wicemistrzowie Europy z 2008 roku podeszli jednak poważnie do obowiązków i pokonali sąsiadów 3-1. "Nasze oczy patrzyły na boisko w Stambule, nasze uszy słuchały wieści z Duesseldorfu" - powiedział turecki komentator piłkarski Kenan Basaran. Bohaterem dnia jest nad Bosforem nie strzelec jedynej bramki w meczu z Azerami Burak Yilmaz, ale... Mesut Oezil. Urodzony w Gelsenkirchen w rodzinie tureckich emigrantów piłkarz był pierwszym, który w podobnej sytuacji zdecydował się na grę dla Niemiec. Nie przysporzyło mu to kibiców w ojczyźnie rodziców. We wtorek pomocnik Realu Madryt odkupił część "win" zdobywając gola i prowadząc Niemców do sukcesu, który był korzystny dla Turków. "Zwycięstwo Niemców z Mesutem jest naszym zwycięstwem" - napisał dziennik "Radikal", dodając: "Nadszedł czas, by podziękować i przeprosić Mesuta. Więcej dla nas zrobić nie mógł". To nawiązanie do bramki i świetnych podań Oezila, który dotąd był wygwizdywany przez tureckich kibiców podczas meczów tych zespołów. Gazeta "Vatan" postawiła na grę słów. Relację z meczu zatytułowano w niej "Jesteśmy Mesut". Imię gracza reprezentacji Niemiec w języku tureckim znaczy "szczęśliwy" "Ostatnie miesiące to trudny okres dla tureckiego futbolu. Mimo kłopotów, osiągnęliśmy cel, którym był awans do baraży. Teraz od Euro-2012 dzieli nas już tylko jeden krok" - przyznał Hiddink, mając na myśli zapewne słabsze wyniki reprezentacji oraz wielką aferę korupcyjną, która wstrząsnęła tamtejszą ligą.