- Bardzo ciężko pozbierać się po czymś takim. Nikt z rodziny się tego nie spodziewał, wydawało nam się, że tata na nic poważnego nie chorował. Nigdy nie przeżyłem takiego dramatu, ale muszę żyć dalej. Chciałem podziękować wszystkim za piękne pożegnanie mojego ojca - przyznał Smolarek junior. - Tata był wielkim piłkarzem, ale był też świetnym człowiekiem. I ludzie pięknie to docenili. Widziałem kibiców i z Łodzi, i z Warszawy, i z innych miast. Rzucili swoje zajęcia i przyjechali do Aleksandrowa Łódzkiego, byli z tatą przez cztery jego ostatnie godziny na ziemi. Chciałbym też podziękować za pomoc burmistrzowi Aleksandrowa Łódzkiego. Moja rodzina nie miała ani sił, ani głowy, żeby zorganizować taką uroczystość. On bardzo się w to zaangażował - dodał piłkarz ADO Den Haag, który po raz ostatni widział ojca miesiąc temu w Holandii. Ebi w rozmowie z tabloidem zaznaczył, że nic nie wskazywało na śmierć 60-krotnego reprezentanta Polski. - Tata umarł na serce, ale mnie też się wydawało, że jest niezniszczalny. Nie, na nic poważnego nie chorował. To nie było tak, że każdego dnia martwiłem się o jego zdrowie. Nie miałem pojęcia, że zbliża się najgorsze. To było dla nas zupełnie niespodziewane - zakończył syn legendarnego zawodnika.