- Na pewno trzeba dograć współpracę ze służbami ochrony i stewardami na stadionie, a także szkolenia stewardów. Ale to także wymaga praktyki. Właśnie takie imprezy pozwalają dopiero zaznajamiać im się z obiektem - mówił po meczu Polska - Portugalia w wywiadzie dla RMF FM minister Jacek Cichocki. Teraz sam blokuje przeprowadzenie ostatniej przed ME "takiej imprezy". Na 77 dni przed Euro 2012 najważniejszy polski stadion na mistrzostwa Europy wciąż nie jest gotowy, by bezpiecznie zorganizować na nim mecz o Puchar Polski. W rozsądnym założeniu władz PZPN-u finał Pucharu Polski miał się już tradycyjnie odbywać na Narodowym. Tymczasem kabaret trwa - Narodowy jest zamknięty dla polskich klubów, choć bez przeszkód rozegrano na nim mecz Polska - Portugalia. Z udziałem 56 tys. polskich kibiców. Oficjalny powód jest taki, że policyjne systemy łączności zostały zamontowane na spotkanie z Portugalczykami tylko czasowo, a stałych rozwiązań nadal tam nie ma. Mają się pojawić w połowie maja. Szkoda, że nie czerwca... Wówczas skandal byłby ogólnoświatowy, a nie tylko narodowy. Jakoś dziwnie mam wrażenie, że te gigantyczne problemy z systemami policyjnej łączności wskazują na brak tak zwanej woli politycznej i to głównie dlatego finaliści Pucharu Polski będą tułać się po innych arenach (PZPN awaryjnie wytypował Gdańsk i Kielce). - Mogę zażartować? Przenosimy Puchar Polski do Bydgoszczy - śmieje się prezes PZPN-u Grzegorz Lato. Te słowa są znamienne. Przypominają awantury, do jakich doszło przez źle zorganizowany finał PP na bydgoskim stadionie im. Zdzisława Krzyszkowiaka, po którym doszło do bitwy chuliganów Legii i Lecha. Karanie odpowiedzialnych za te rozróby przychodziło o wiele trudniej, niż stosowanie odpowiedzialności zbiorowej (zamykanie stadionów Bogu ducha winnym klubom Ekstraklasy). Od tego czasu największymi opozycjonistami wobec rządu są zorganizowane stowarzyszenia kibiców z całego kraju. Kibice demonstrują, wywieszają antyrządowe transparenty, a NCS (podległy Ministerstwu Sportu) nie wyraża zgody na mecz o Puchar Polski, tak jak wcześniej nie udało się przygotować areny na mecz o Superpuchar Wisły z Legią. Meczów najlepszych polskich drużyn na Narodowym nie będzie. Zamiast nich mamy festiwal niekompetencji urzędników ze słynnym: "Kto wymyślił, żeby w Superpucharze grały akurat zwaśnione Legia i Wisła" na czele. Bawimy się w tym sztucznym konflikcie dobrze. Różnica jest taka, że ludzie z NCS-u i ci z ministerstw bawią się za publiczne pieniądze. Nikogo już nie interesuje to, że Narodowy kosztował 2 mld zł, więc każda okazja zarobku na nim powinna być traktowana niczym szansa na rekordowy połów. Tymczasem stadion nie zarobił 800 tys. zł w jeden dzień na Superpucharze, nie zarobi też podobnej kwoty na Pucharze Polski, który miał być rozegrany w Warszawie 14 kwietnia. Ciekawe, jak długo gospodarka będzie tylko tłem dla słabej i krótkowzrocznej polityki? Świętym prawem jest rozgrywanie Pucharu Anglii na Wembley z udziałem 89 tys. ludzi na każdym meczu, tak jak finał Pucharu Niemiec, który na Stadionie Olimpijskim w Berlinie będzie rozgrywany co najmniej do 2015 roku. Ale u nas musi być inaczej, po polsku. Na który stadion wypadnie, na tego bęc.