Łukasz Piszczek uczestniczył w kupieniu meczu Cracovia - Zagłębie Lubin. Został osądzony - w sensie prawnokarnym, jak i wobec instancji w PZPN-ie. Jednak ujawnienie jego zeznań znowu spowodowało wrzawę medialną. Stawiana jest teza, że "z premedytacją kupił mecz" i zadawane jest pytanie, czy "powinien reprezentować Polskę?". Piszczek, wznawiając dziś treningi po urazie głowy, stwierdził: "Już do końca życia będą mi wypominać, to co raz zrobiłem". "I czego żałuję" - dodaje 21-krotny reprezentant Polski. Prokurator Krzysztof Grzeszczak mówi: "W moim przekonaniu kara dla niego jest sprawiedliwa - ani zbyt łagodna, ani zbyt surowa. Natomiast pozostaje wymiar moralny w kontekście reprezentacji. Chciałbym zwrócić uwagę na jedno - Piszczek przyszedł i przyznał się. Tym się różni od wielu, którzy próbują nam się śmiać w twarz". Kiedyś Hannah Arendt, pisząc o sprawach poważniejszych niż kupienie lub sprzedanie meczu, użyła zwrotu "banalność zła". Czytając zeznania reprezentanta Polski, które upublicznił Dominik Panek na łamach swojego nieocenionego blogu "piłkarskamafia.blogspot", ten zwrot przyszedł mi do głowy. Starszyzna wezwała młodego piłkarza na spotkanie w mieszkaniu jednego z nich. "Sprzedawczyki", jak Dariusz J., Andrzej Sz. byli w swoim żywiole. Ten ostatni grał w Lubinie - z krótką przerwą na wypożyczenie do Odry Opole - kilkanaście lat. Dużo widział, dużo wiedział, dużo ustawił, dużo kupił, sprzedał, ordynarnie przehandlował. To zaledwie 309. osoba na liście oskarżonych, którą publikuje Panek. Co więcej, Sz. ma zarzuty, ale nie za mecz Cracovia - Zagłębie z 2006 roku, ponieważ "w tej sprawie był osobą ujawniającą korupcję". Starszyzna nakazała Piszczkowi powiadomienie Grzegorza B. o sprawie, wiedząc że się przyjaźnią. Piszczkowi, który zarabiał wówczas 7 tysięcy złotych miesięcznie, zabrakło pieniędzy na zrzutkę. Musiał pójść do Dominet Banku po drugą część kasy, aby przekazać 10 tysięcy złotych. Dał pieniądze i chciał o tym zapomnieć. Śledztwo w sprawie korupcji w polskiej piłce zaczęło zataczać coraz szersze kręgi. Piszczek postanowił zgłosić się do wrocławskiej prokuratury. W przesłuchaniu - bez udziału adwokata - powiedział, co zrobił i co wówczas myślał. To wszystko jest banalne. Złe, ale zarazem banalne. Na koniec prokuratorowie Krzysztof Grzeszczak i Robert Tomankiewicz zanotowali następujące zdanie: "Żałuję tego, co się stało. To była jedyna sytuacja o takim korupcyjnym charakterze, w której uczestniczyłem". W czerwcu 2011 roku w oparciu o akt oskarżenia, a także rzecz jasna w oparciu o zeznania Piszczka, sędzia zatwierdził karę. Piłkarz poddał się jej dobrowolnie - to rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Sąd Rejonowy Wrocław-Śródmieście zobowiązał go również do zapłaty grzywny - 100 tysięcy złotych oraz zwrócenia 48 tysięcy złotych premii za zakwalifikowanie się do Pucharu UEFA. We wrześniu 2011 roku Związkowy Trybunał Piłkarski nałożył na Piszczka karę rocznej dyskwalifikacji w zawieszeniu na trzy lata i zobowiązał wpłatę 150 tysięcy złotych na dom dziecka w Polsce. Wcześniej media zamieszczały zdjęcia Piszczka z czarnym paskiem na twarzy. Pisały o nim Łukasz P. Reprezentant Polski wiele razy zabierał głos, żałując tego co się stało. Antoniemu Bugajskiemu w "PS" powiedział: "Nie jestem złym człowiekiem". Łukaszowi Olkowiczowi z "PS" oświadczył: "Nie jestem bandytą, żeby pokazywać mnie z paskiem na oczach. Dostałem jeden zarzut, a uważa się mnie za największe zło polskiej piłki". W moim dokumencie "Polonia Dortmund" w Polsacie Sport podsumował: "Mam nadzieję, że ta sprawa będzie przestrogą dla młodych zawodników, żeby nigdy nie dali się namówić na coś takiego, żeby byli ostrożni. Jeden błąd może przekreślić całą karierę". Zwolennikom odsunięcia Piszczka z reprezentacji Polski dedykuję słowa trenera Borussii, Juergena Kloppa: "Znam Łukasza lepiej niż wielu polskich dziennikarzy, którzy z taką łatwością wydawali swoje opinie. Chciałbym kiedyś znaleźć się z nimi na stronie i zakomunikować, patrząc w oczy - od dziś najgorszy dzień w waszym życiu będę wam przypominał codziennie. Przypominał i jeszcze pytał się: jak to możliwe, że zrobiłeś to? Jak to możliwe? Był młody, a inni kazali - jakoś nikt nie chciał tego dostrzec. Znam Łukasza dobrze, poznałem w swoim życiu pewnie z dwadzieścia tysięcy piłkarzy. A Piszczek to człowiek, który nikomu nie szkodzi. Który w stu procentach jest lojalny. Nie ma w nim nic złego. Nic zdrożnego. Nie byłby w stanie muchy skrzywdzić... A tu nagle przedstawiany jest w mediach, jako ten, który najbardziej zaszkodził polskiej piłce. Szaleństwo!". Szef Borussii Dortmund, Hans-Joachim Watzke zaznacza: "Powszechnie wiadomo, że polski futbol ma problemy z korupcją. To, że się walczy z korupcją jest zasadne i konieczne. Jednak trzeba się pochylić indywidualnie nad każdym przypadkiem. Czy mamy do czynienia z kimś, kto był uwikłany w korupcję przez lata, czy jest to ktoś, kto mając dziewiętnaście, czy dwadzieścia lat - raz w życiu - zrobił coś głupiego. Dlatego wstawiłem się za Łukaszem". Prokurator Grzeszczak zapytany o kolejne zamieszanie wokół Piszczka, odpowiedział: "W moim przekonaniu kara dla niego jest sprawiedliwa - ani zbyt łagodna, ani zbyt surowa. Natomiast pozostaje wymiar moralny w kontekście reprezentacji. Chciałbym zwrócić uwagę na jedno - Piszczek przyszedł i przyznał się. Tym się różni od wielu, którzy próbują nam się śmiać w twarz". Jednym z nich jest inny kadrowicz Franciszka Smudy, Maciej I., który właśnie wrócił do naszej ligi. W ramach obrony przed sądem twierdzi, że Andrzejowi Sz. i Dariuszowi J., organizatorom tego procederu, udzielił pożyczki. Że nic nie wiedział o żadnym kupowaniu meczu z Cracovią... Ostatnio czytałem wyznania Dariusza Wdowczyka w "Naszej Legii". Śmiech na sali. A Janusz Wójcik ciągle domaga się zwrotu licencji trenerskiej. Śmiech na sali. Ciekawe, co niedługo będzie zeznawał na sali sądowej Wit Ż., który z taką swadą opowiadał przez lata o sędziowaniu w telewizji... Nie wiem, czy ogarnie nas śmiech, czy raczej przerażenie... Wtorek, 21 lutego - popołudnie w Dortmundzie. Piszczek jedzie na trening w dzielnicy Brackel na wschodzie miasta. Doskonale zdaje sobie sprawę, że znowu wokół niego panuje medialna burza. Piszczek mówi: "Nie jestem na to obojętny. Wiem, że już do końca życia będą mi wypominać, to co raz w życiu zrobiłem. I czego żałuję". PS. I jeszcze jedno - w "Pressie" na pytanie: "Dlaczego skrytykował pan "Przegląd Sportowy" za podanie tak zwanej listy "Fryzjera" z nazwiskami sędziów, z którymi oskarżony o korumpowanie środowiska sportowego Ryszard F. utrzymywał kontakty?", jeden z zapałem piętnujących Piszczka, Rafał Stec z "GW" odpowiedział: "Bo tam nie było powołania na żadne źródło. Sędziowie powytaczali redakcji procesy i je powygrywali". Otóż szanowny publicysto - na liście, którą dwóch dziennikarzy Antoni Bugajski i Paweł Rusiecki weryfikowało w trzech źródłach - znalazło się dwadzieścia osiem nazwisk. Niedawno dwudziestemu czwartemu z tej listy postawiono zarzuty. Proces wytoczył i wygrał jeden - Marcin Borski. I chwała, że przynajmniej jeden przeszedł suchą stopą przez to korupcyjne bagno. Rafał Rostkowski przytaczał jednak na procesie Borskiego wulgarne pozdrowienia, jakie przekazywał mu "Fryzjer", nie oglądając się przy tym, czy słuchał to "legendarny" Wit Ż, czy też ktoś inny... W numerze "PS", w którym zamieszczona została "Lista Fryzjera", wypowiada się jeden z prokuratorów, potwierdzając, że "w kręgu ich zainteresowania" znajduje się większość nazwisk, które są na liście...