Podczas meczów zbliżających się mistrzostw Europy sędziemu głównemu będą pomagać rozmieszczeni za liniami końcowymi dodatkowi asystenci. Marcin Borski, który w trakcie turnieju będzie arbitrem technicznym, uważa, że dzięki nim gra stała się czystsza. Jak ocenia pan wprowadzenie sędziów bramkowych? Czy dzięki nim jest szansa, że w trakcie Euro 2012 nie będzie dochodziło do takich pomyłek arbitrów, jak np. w trakcie mundialu w RPA? Marcin Borski: Prowadzę mecze w tej formule od dwóch lat i przyznaję, że ci dodatkowi sędziowie zapewniają olbrzymie wsparcie. Ich pojawienie się zmieniło sposób ustawiania się na boisku arbitra głównego. Możemy oddać im odpowiedzialność za podejmowanie decyzji odnośnie wydarzeń w jednej części pola karnego i samemu wbiec w nie głębiej z drugiej. Minimalizuje to ryzyko, że jakieś przewinienie zostanie niezauważone, bo obserwujemy grę z dwóch punktów. Do tego dochodzi sędzia liniowy, choć on koncentruje się na spalonych, oraz techniczny, który również ma prawo informować głównego o wydarzeniach na boisku. To trochę jak w przypadku transmisji telewizyjnej, gdzie z kilku kamer nie widać wyraźnie coś się stało, ale jest jedno ujęcie, które pokazuje to idealnie. Czy UEFA zaobserwowała konkretne, pozytywne efekty powiększenia zespołów sędziowskich? - Na pewno wpłynęło to na mniejszą ilość błędów. Obecność większej liczby arbitrów ma także wymiar prewencyjny. Piłkarze wiedzą, że w polu karnym obserwuje ich dodatkowa para oczu i np. znacznie rzadziej dochodzi do sytuacji, gdy jeden drugiego ciągnie za koszulkę. Mniej jest przepychanek. Futbol stał się po prostu czystszy. Jak wygląda test sprawnościowy, który każdy arbiter zbliżających się mistrzostw Europy musiał przejść podczas warsztatów w Warszawie?- Kiedyś był to test Coopera, czyli bieg ciągły przez 12 minut, podczas którego należało pokonać jak najdłuższy dystans. Od kilku lat jest to bardziej wyszukana metoda. Zaczyna się od sześciu sprintów na 40 m. Limit czasu na jeden - 6,2 s, jednak czasy szybsze są mile widziane. Ocena "doskonale" to rezultat poniżej 5,6 s. Większość sędziów na taką notę zapracowała. Pozostali otrzymali "bardzo dobrze", czyli osiągnęli wynik między 5,6-5,8 s. Potem jest bieg interwałowy - główny element testu. W jego trakcie sędzia pokonuje 10 okrążeń po stadionowej bieżni. Łącznie cztery kilometry. Każde okrążenie (400 m) podzielone jest na cztery odcinki. Pierwszy to sprint 150 m, na który mamy 30 sekund. Następne 50 m pokonujemy spacerem przez maksimum 35 s. To ma pozwolić obniżyć tętno, by przystąpić do kolejnego sprintu 150 m i znów spacer. Łącznie pokonujemy sprintem aż trzy kilometry, co trochę daje w kość.Czy tylko czas biegu jest brany pod uwagę?- Nie, gdyż przede wszystkim analizuje się wyniki zarejestrowane przez pulsometr. Istotne jest, aby w trakcie części spacerowych tempo pracy serca jak najmocniej spadało. Jeśli w dalszej części testu, w trakcie tych wolniejszych odcinków, tętno spada nieznacznie, oznacza to, że sędzia kondycyjnie nie jest dość dobrze przygotowany i w końcowej fazie meczu lub dogrywce mógłby mieć kłopoty. Nie wystarczy więc zaliczyć test, bo na naszym poziomie to w zasadzie nie ma prawa być problemem, bo niektóre treningi przygotowywane przez UEFA są bardziej wymagające. Liczy się, na ile ten test nas zmęczył, głównie to podlega ocenie.Gdy sędzia główny w trakcie meczu doznaje kontuzji, zastępuje go techniczny. Jednak w trakcie ME zmiennikiem będzie mógł też być sędzia bramkowy. Na jakiej podstawie i kiedy będzie dokonywany wybór?- Myślę, że już przed rozpoczęciem meczu, gdy tylko dowiemy się, w jakich zespołach przyjdzie nam pracować. Na pewno będzie to uzależnione od doświadczenia arbitrów. Jeżeli sędziego bramkowego będzie większe niż technicznego, to pewnie on zostanie wyznaczony. Istotną kwestią jest też kryterium językowe. Wiadomo, że każde spotkanie, nie licząc arbitra technicznego, będzie prowadzone przez zespół pięciu sędziów z jednego kraju, a ci przez system komunikacyjny porozumiewają się w ojczystym języku. Jeżeli miałbym np. wejść do zespołu z Holendrami, to tym samym, by ułatwić mi zadanie, wszyscy musielibyśmy przejść na angielski. Nie byłaby to dla nich komfortowa sytuacja. W trakcie meczu wiele rzeczy wykonuje się automatycznie. Istotą jest rutynowe działanie, a nie zastanawianie się nad tłumaczeniem. Rozmawiał: Wojciech Kruk-Pielesiak