INTERIA.PL: Jak zareagowałeś na spekulacje przed tym meczem na temat ewentualności zwolnienia Franciszka Smudy, gdybyście przegrali z Argentyną? Jakub Błaszczykowski, kapitan reprezentacji Polski: - Ja osobiście nie brałem pod uwagę tego, że trener może być zwolniony. To były tylko spekulacje, nikt oficjalnie nie powiedział, że trenerowi coś grozi. Na temat spekulacji się nie odnoszę. Przede wszystkim zależało nam na zagraniu dobrego spotkania i odniesieniu zwycięstwa, które miałoby wpłynąć na poprawę klimatu wokół kadry. U nas, w drużynie atmosfera jest dobra, ale wokół reprezentacji, nie była najlepsza. Zatem z meczu z Argentyną jesteś pewnie zadowolony? - Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była dobra. W pierwszym kwadransie drugiej troszeczkę oddaliśmy inicjatywę rywalowi, z tego wynikła strata gola. To był taki moment naszej drzemki, ale później, po strzeleniu bramki na 2-1 kontrolowaliśmy wydarzenia boiskowe. Poza stałymi fragmentami gry Argentyńczycy nie zagrażali naszej bramce. Wydaje mi się, że z tego meczu wynika więcej pozytywów, niż negatywów. A te negatywy, to co? - Momentami mogliśmy lepiej dopracować kontrataki, bo wyprowadzaliśmy je. Kilka razy decyzje o podaniu były spóźnione. W drugiej połowie weszliśmy sobie w paradę z "Mierzejem", zabrakło nam komunikacji - żaden z nas nie krzyknął, a ja nie widziałem Adriana, ani on nie widział mnie. Dlatego tak się skończyło, a mogła paść bramka na 3-1. Jasne, że można narzekać na słabą skuteczność, ale plusem jest to, że stwarzaliśmy sytuacje. Chociażby w meczu z Norwegią mieliśmy ich jak na lekarstwo, a udało się wygrać. Ze spotkania z Argentyną też najważniejszy jest wynik, znowu odnieśliśmy zwycięstwo. Ono samo w sobie jest pocieszające, ale też poprawiamy z meczu na mecz organizację gry. Na dobrą sprawę Argentyńczycy nie stworzyli nawet dwóch dobrych okazji strzeleckich. Jak się czuliście fizycznie? - Po trudach sezonu nikt nie będzie się czuł superświeżo, ale mimo tego, że w spotkaniu z Argentyną pogoda nie rozpieszczała - było upalnie i duszno, od strony fizycznej prezentowaliśmy się lepiej niż Argentyńczycy. Przejdźmy do twojej postawy. Dawno nie podejmowałeś tylu pojedynków, w większości udanych. Skąd ta zmiana? - Wydaje mi się, że powoli zaczyna wracać to, co było moją mocną stroną, czyli gra jeden na jednego. Nie boję się podejmować decyzji, wydaje mi się, że w meczu było to dosyć dobrze widoczne i dawało efekty drużynie. Przy golu na 2-1 z Pawłem Brożkiem przeprowadziliście akcję, która przypomniała mecz z Czechami w eliminacjach do MŚ w RPA. - Jeszcze przed meczem śmialiśmy się z Pawłem, że pewnych rzeczy się nie zapomina. W spotkaniu to się potwierdziło, nadal się świetnie rozumiemy. On wie kiedy startować do piłki, ja wiem, kiedy mam mu zagrać. Ta akcja wyszła nam super! Cieszymy się, że dało drużynie zwycięstwo. W rozmowie z INTERIA.PL przed meczem z Argentyną apelowałeś do kibiców, żeby zapełnili stadion i wspierali was dopingiem. Przyszło ich na mecz 12 tys. Jesteś zadowolony? - Z naszych kibiców zawsze będę zadowolony. Niezależnie od tego, czy na mecz przyjedzie ich tysiąc, 15, czy 30 tysięcy. Kto mógł, ten przyszedł i za to jesteśmy im wdzięczni. Czego oczekujesz po meczu z Francją? - Tak samo dobrego naszego podejścia, z pełną mobilizacją. Inaczej sobie tego nie wyobrażam. Mecz z Argentyną przeszedł do historii, teraz pora na Francję, ale jeszcze w niedzielę pocieszymy się wygraną z Argentyńczykami i przeanalizujemy popełnione w tym spotkaniu błędy. Rozmawiał w Warszawie: Michał Białoński