Młode lata wielkich gwiazd futbolu nie są usłane różami, o czym przekonaliście się już czytając sylwetki poprzednich bohaterów naszego cyklu. Kto jednak ma na tyle twardy charakter, że uda mu się przetrwać trudne początki, potem może zajść bardzo wysoko. Ta prawidłowość dotyczy nie tylko legend futbolu z dalekiej Brazylii, czy innych krajów Ameryki Południowej, ale także wielkich sportowców, którzy wychowywali się w naszej części Europy. Ambasador Euro 2012, kapitan reprezentacji Ukrainy, legenda Dynama Kijów i AC Milanu - Andrij Szewczenko to najlepszy przykład na to, że wspaniali piłkarze rodzą się też w okolicach naszej szerokości geograficznej. Zanim jednak dotrzemy na szczyt, do świata wielkiej sławy i pieniędzy przebrnąć musimy lata, które kształtowały charakter późniejszego gwiazdora. A zaczęło się tak? O tym, że życie jest nieprzewidywalne Andrij Szewczenko przekonał się już jako dziewięciolatek. To właśnie wówczas, w konsekwencji katastrofy w Czarnobylu, razem z rodziną został przesiedlony w okolice Kijowa. Przymusowa przeprowadzka w okolice Kijowa wyszła Andrijowi na dobre, bo w jednym z największych miast Związku Radzieckiego dostał okazję na to, by realizować swój sportowy talent. Z ringu na zieloną murawę Nie łatwo będzie wam w to uwierzyć, ale pierwsze kroki jako sportowiec Andrij stawiał z dala od piłkarskiego boiska. - Jako nastolatek trenowałem boks. Adrenalina w ringu podobała mi się znacznie bardziej niż emocje na piłkarskim boisku. Poza tym, gdy jesteś między linami musisz cały czas być aktywny, a na boisku dostajesz piłkę tylko na parę chwil - wspominał "Szewa". Gdy jako dziesięciolatek Andrij oblał testy do drużyny trampkarzy Dynama Kijów wydawało się, że jego niechęć do piłki jeszcze się pogłębi. - Byłem wtedy bardzo rozgoryczony. Na te testy namówił mnie ojciec, który szybko zauważył, że mam smykałkę do gry w piłkę - opowiadał po latach. - Dynamo to była instytucja, klub naszpikowany gwiazdami, które przyprawiały mnie o zawrót głowy. Chciałem być częścią tego wspaniałego świata, ale trener powiedział "nie". Bardzo dobrze pamiętam, co stało się potem. Spakowałem do plecaka trampki i koszulkę i odpowiedziałem mu: "Jeszcze tu wrócę!". Wkrótce nadarzyła się znakomita okazja, by od słów przejść do czynów. W Kijowie został zorganizowany międzyszkolny turniej dla dzieci. Tym razem Andrij pokazał już pełnię umiejętności, co nie uszło uwadze łowcy talentów z Kijowa i wkrótce młodziutki "Szewa" dumnie nosił koszulkę giganta z Kijowa. Podjął także decyzję o zakończeniu nieźle zapowiadającej się kariery bokserskiej. - Z perspektywy czasu muszę przyznać, że to była dobra decyzja. Pasy mistrzowskie i tak są na Ukrainie, a poza tym nie miałbym szans w konfrontacji z moimi przyjaciółmi, braćmi Kliczko - wspominał po latach z uśmiechem. Dostał buty od legendy Liverpoolu Od początku pobytu w Dynamie widać było, że Andrij jest piłkarzem nietuzinkowym. Pierwszy wyjątkowy dla niego moment nadszedł na turnieju młodzieżowym imienia Iana Rusha. - Ian Rush to była firma! Kiedy byłem chłopcem, to ten walijski piłkarz już był wielką gwiazdą Liverpoolu. Dla kilkunastoletnich brzdąców możliwość gry na oczach takiej legendy to była wielka sprawa! - opowiadał Szewczenko. Wyobraźcie sobie, co musiał czuć młody "Szewa", kiedy w nagrodę za tytuł króla strzelców rozgrywek dostał od Rusha parę jego piłkarskich butów! Kariera Andrija rozwijała się harmonijnie, jakby w oderwaniu od politycznych zawirowań w Związku Radzieckim. Wkrótce, Ukraina nie była już jedną z wielu republik wewnątrz komunistycznego kolosa, ale oddzielnym państwem, dla którego jednak Dynamo Kijów pozostało wielkim skarbem. Drużyna prowadzona przez legendarnego Walerija Łobanowskiego, o którym szeroko pisał ostatnio Rafał Walerowski, niewiele straciła ze swej wielkości i wkrótce nadeszły dla niej cudowne lata. Szewczenko już wtedy był kluczowym napastnikiem zespołu, a w duecie z Serhijem Rebrowem strzelał bramki seryjnie. Zresztą tamto Dynamo to był zespół na miarę wielkich sukcesów i godny osobnego artykułu! Andrij Husin, Oleg Łużny, Jurij Kalitwincew - cała gromadka nieprzeciętnie utalentowanych piłkarzy po mistrzowsku ustawionych przez Łobanowskiego i potrafiących walczyć z najlepszymi. Przykłady? Proszę bardzo - popis na Camp Nou w meczu z FC Barceloną w roku 1997. Dynamo rozgromiło wielką Barcę na jej terenie aż 4-0! Tamtego wieczoru gwiazdy Rivaldo, Giovanniego i Luisa Figo zniknęły w cieniu 21-letniego talentu z Ukrainy. Andrij Szewczenko ustrzelił w jaskini lwa klasyczny hat-trick i szybko stało się jasne, że piłkarskie salony wkrótce będą gościć go zdecydowanie częściej. Szok w stolicy Katalonii: FC Barcelona - Dynamo Kijów 0-4: "Transferowy rekord świata", "Oto nowy Marco van Basten!" krzyczały wkrótce nagłówki dzienników w całej Europie. "Szewa" nagle znalazł się w blasku świateł w stolicy Lombardii, Mediolanie. Prezydent "Rossoneri", Silvio Berlusconi nie wahał się ani chwili i wydał na znakomitego napastnika z dalekiej Ukrainy 25 milionów euro, co istotnie stanowiło wówczas rekord świata. Wkrótce okazało się, że kontrowersyjny właściciel Milanu miał wielkiego nosa! W gronie największych mistrzów Już w swoim debiutanckim sezonie Szewczenko wygrał wyścig o koronę króla strzelców, stając się jednocześnie pierwszym obcokrajowcem, któremu udało się to już w pierwszym sezonie w Serie A. Prawdziwym popisem "Szewy" były jednak lata 2003 i 2004. W maju A.D. 2003 Ukrainiec po raz pierwszy i jedyny w swojej karierze wzniósł w górę Puchar Mistrzów, na dodatek strzelając dla Milanu decydującego karnego we "włoskim" finale, w którym rywalem "Rossoneri" był Juventus Turyn. Po triumfie w finale na Old Trafford Andrij zdecydował się na piękny gest. Poleciał do Kijowa, by złożyć swój złoty medal na grobowcu swego dawnego szkoleniowca - Walerego Łobanowskiego, zmarłego rok wcześniej. Do zwycięstwa w Champions League "Szewa" dołożył wkrótce "scudetto" (mistrzostwo Włoch), a także Puchar Italii i Superpuchar Europy. I czego można chcieć więcej? To proste - tytułu piłkarza roku! Również "Złota Piłka" padła łupem Szewczenki w roku 2004. - Jestem zaszczycony, że mogę odebrać to wspaniałe wyróżnienie - mówił wzruszony. - Cieszę się, że zostałem doceniony przez fachowców i po latach odczytam swoje nazwisko obok wielkich mistrzów sportu - stwierdził z dumą. To był rok ukraińskiego snajpera nie tylko na boisku. W życiu prywatnym również wszystko układało się znakomicie - ukraiński snajper poślubił amerykańską modelkę Kristen Pazik. Wkrótce, za namową żony zdecydował się na przeprowadzkę do Anglii. Złote lata: Tak grał "Szewa" w Milanie: Miliarder zapomniał kupić... formy! Zresztą to nie tylko nalegania pani Szewczenko stanowiły czynnik decydujący o transferze na Wyspę. Znakomitego napastnika zapragnął ściągnąć do swojej drużyny rosyjski miliarder, a prywatnie przyjaciel "Szewy", Roman Abramowicz. Od samego początku w Londynie Ukraińcowi nie wiodło się najlepiej, a wyraźnie nie po drodze było mu zwłaszcza z portugalskim menedżerem "The Blues", Jose Mourinho. "Mou" nie ukrywał, że doświadczony napastnik nie jest jego ulubieńcem i Szewczenko często siadał na ławce. Całe zamieszanie nie spodobało się Abramowiczowi, który wkrótce wyrzucił z klubu Mourinho, a Szewczenkę wysłał z powrotem do Milanu, gdzie snajper miał odbudować formę. Tym razem jednak kibice nie poznawali dawnego idola, bo w 18 meczach "Szewa" nie trafił ani razu do siatki rywali! Niedługo po tym wypożyczeniu, Andrij zdecydował, że wróci do ligi ukraińskiej. Sen, który trwa do dziś - Nie miałem już motywacji do gry w Anglii czy we Włoszech - mówił. Postanowiłem, że wrócę na Ukrainę i w Dynamie Kijów będę szlifował formę na Euro 2012. To będzie moje ostatnie i chyba największe wyzwanie w karierze. "Szewa" powrócił do swego dawnego klubu w roku 2009 i od tamtej pory dyryguje poczynaniami swoich kolegów jako kapitan zespołu. - Jest wspaniałym przykładem, mentorem dla młodszych zawodników - mówił o Andriju napastnik Dynama, Artem Milewskij. I trudno odmówić mu racji, chociaż gwoli ścisłości dodajmy, że sam "Szewa" nie zawsze był świętoszkiem. - Kiedy byłem młodym chłopakiem, nałogowo paliłem papierosy. Przed treningiem, po treningu - to nie miało dla mnie znaczenia. Odpalałem jedną fajkę od drugiej! - przyznał się kiedyś reporterom ukraińskiej telewizji. - Na szczęście trener Łobanowski kiedyś to zauważył i... przemówił mi do rozsądku. Rzuciłem palenie i postawiłem na sport. Później było już wspaniale, mecze, puchary... cieszę się, że ten sen trwa do dziś - powiedział w zeszłym roku. A my możemy się tylko cieszyć i pogratulować Ukraińcom dobrego wyboru na ambasadora Euro 2012. Dobrego? Ba! Najlepszego z możliwych! <a href="http://bartekbarnas.blog.interia.pl/">Czytaj inne teksty Bartka i dyskutuj z nim na blogu! Kliknij tutaj!</a> <a href="http://sport.interia.pl/wiadomosci-dnia/news/walery-lobanowski-tytan-trenerskiej-pracy,1551655">Walery Łobanowski, tytan trenerskiej pracy - Przeczytaj tekst Rafała Walerowskiego o człowieku, który stworzył "Szewę"!</a>