Emocje sięgnęły zenitu, kiedy Ronaldo Nazario de Lima zostały w rękach tylko dwie kulki. Stało się oczywiste, że w eliminacjach mistrzostw świata 2014 roku reprezentacja Polski zmierzy się z Anglią lub Hiszpanią. Zanim "La Roja" wygrała turniej w RPA zdobywając w siedmiu meczach osiem bramek, drużynie Franciszka Smudy wbiła sześć w ciągu 90 minut. Trudno się więc dziwić uczuciu ulgi, gdy legendarny brazylijski napastnik otworzył czerwoną kulkę z karteczką: "Anglia". I znów się zaczęło. Zaczęło się odwoływanie do czasów, które z punktu widzenia większości kibiców są piłkarską prehistorią. 6 czerwca 1973 roku, na Stadionie Śląskim w Chorzowie drużyna Kazimierza Górskiego pokonała zespół Alfa Ramseya 2-0, a cztery miesiące później, na Wembley obroniła remis 1-1 eliminując Anglików z mistrzostw świata w RFN. W sobotę, zaraz po tym, jak Ronaldo skierował Anglię do grupy H, jeden z komentatorów TVP wspomniał nawet o piłkarskim "klasyku". Klasyk to dla Anglików mecz z Niemcami, ale z pewnością nie z Polakami, których po "cudzie na Wembley", w kolejnych 13 meczach pokonali aż 9 razy. Przez 38 lat przegrywali niemal ze wszystkimi: Chorwatami, Szwedami, Norwegami, Portugalczykami, Irlandczykami, Rosjanami, Szkotami o zespołach z czołówki jak Brazylia, Argentyna, Holandia, Francja, Niemcy, czy Hiszpania nie wspominając. Reprezentacja Polski stała się jednak dla Anglii rywalem ulubionym: lekkim, łatwym, przyjemnym, słabszym pod każdym względem i w każdym kolejnym meczu bardziej zakompleksionym. W eliminacjach MŚ 2014 nie czeka nas więc żaden klasyk, ale nieśmiała próba przełamywania barier. Dziś łatwiej uwierzyć w to, że w drodze do pierwszego miejsca w grupie H, Anglikom zagrożą Ukraina, lub Czarnogóra. Czarnogórcy przewyższają ich techniką, Ukraińcy nie odstają fizycznie grając bardziej kombinacyjny futbol. Tymczasem nie da się wymyślić ani jednego elementu, w którym przewagę nad faworytem grupy mieliby piłkarze reprezentacji Polski. Do startu eliminacji został rok. Czy drużyna Franciszka Smudy jest zdolna do dokonania tak ogromnego kroku do przodu? A może nawet trzech kroków? Jest oczywiście szansa pojechania na brazylijski mundial z drugiego miejsca. Ukraina i Czarnogóra to rywale bardzo mocni, ale w stosunku do nich kompleksy polskich piłkarzy nie są tak paraliżujące, jak wobec Anglików. W barażach można trafić na Francuzów, Serbów, Duńczyków, Szwedów, Turków, Słoweńców, Rosjan lub Słowaków - rywali szalenie trudnych, ale poza "Trójkolorowymi" nie zaliczanych do potęg. Jeśli piłkarska reprezentacja Polski zagra z taką determinacją jak w eliminacjach MŚ 2002 i 2006, lub w kwalifikacjach do Euro 2008, swoje szanse na mundial w Brazylii będzie miała. Jeśli nie potrafi, czeka nas powtórka koszmaru sprzed RPA, kiedy zespół Leo Beenhakkera zdołał wyprzedzić w grupie wyłącznie San Marino. Wyjście jest jedno: nie tylko starcia z Anglikami, ale z każdym z rywali w grupie H, muszą mieć rangę wyzwania życiowego. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2116790">Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu</a>