"Czuję się jakby świat oszalał. Jeszcze tak niedawno leżałem bykiem na plaży, a teraz zagram w finale mistrzostw Europy" - zdumienie Petera Schmeichela było uzasadnione. Na konferencji prasowej z bramkarzem Manchesteru United zebrały się tłumy dziennikarzy. Dla niego był to kluczowy moment w karierze. Kilkanaście godzin wcześniej obronił rzut karny wykonywany przez dwukrotnego laureata "Złotej Piłki" Marco van Bastena. Holendrzy, obrońcy trofeum i najwięksi faworyci wracali do domu jak niepyszni, ich fani masowo sprzedawali bilety na finał w Goeteborgu. Zamiast wielkiego hitu Holandia - Niemcy, czyli starcia aktualnych mistrzostw Europy z mistrzami świata, do meczu o złoto staną piłkarze "Kopciuszka" z Danii. W dodatku bez swojego najwybitniejszego piłkarza, bo Michael Laudrup pokłócił się z selekcjonerem i zrezygnował z reprezentowania kraju. Rodzinę reprezentował w Szwecji jego młodszy brat Brian. Van Basten, który mimo historycznego pudła w półfinale Euro'92, na koniec roku otrzymał "Złotą Piłkę" po raz trzeci, Ruud Gullit, Frank Rijkaard, Ronald Koeman i Dennis Bergkamp - to była wielka drużyna, a jednak skromniutcy Duńczycy z większością graczy z rodzimej ligi, odprawili ją do domu na tarczy. Pamiętam jednak, że wśród akredytowanych na turnieju dziennikarzy trudno było spotkać jednego gotowego postawić w finale na kolegów Schmeichela. Wydawało się oczywiste, że 26 czerwca z reprezentacją zjednoczonych Niemiec nie będą mieli absolutnie nic do powiedzenia. "Wszyscy życzymy im zwycięstwa, ale cud nie może zdarzać się codziennie" - mówił mi kolega z Węgier reprezentujący gazetę, której tytułu nie byłem w stanie zapamiętać. Dania miała wtedy trzech graczy uznanych w Europie: Briana Laudrupa z Bayernu Monachium, Flemminga Povlsena z Borussii Dortmund i Schmeichela. Pozostali nie mogli się równać klasą ani do Holendrów, ani do graczy Niemiec. Mistrzowie świata dotarli do finału w charakterystyczny dla siebie sposób. Najpierw w 90. min uratowali remis ze Wspólnotą Niepodległych Państw, która eliminacje wygrała jeszcze pod szyldem ZSRR. Potem pokonali Szkotów, ale bezdyskusyjnie ulegli Holendrom 1-3. Zajęliby w grupie trzecie miejsce i odpadli, gdyby WNP pokonało nie grających już o nic Szkotów. Ale Szkoci zwyciężyli 3-0 wprowadzając tym samym Niemców do półfinału. Ci pobili w nim w Sztokholmie gospodarzy 3-2 i byli pewniakami w starciu z Duńczykami. Schmeichel był innego zdania. Nie odbierał Niemcom statusu stuprocentowego faworyta tłumacząc jednak, że Dania wygrała już na tym turnieju z lepszymi od nich (mając oczywiście na myśli Holendrów). "Przyznajecie Niemcom tytuł bez gry, a my postaramy się wam udowodnić, że się nie znacie" - żartował z dziennikarzami. Śmialiśmy się i słuchaliśmy z powątpiewaniem, ale przyjemnością, tak, jak słucha się bajek. 26 czerwca 1992 roku o godz 21:15 wszystko zaczęło się zgodnie z planem. Niemcy oblegali bramkę Schmeichela, jak zwykle grając najlepszy mecz, kiedy najbardziej tego potrzebowali. Wydawało się, że bramkarz Manchesteru musi w końcu sięgnąć do siatki, kiedy w 18. minucie Duńczycy na chwilę odepchnęli faworyta od swojej bramki. Błąd Andreasa Brehmego, tego samego, który dwa lata wcześniej, we Włoszech zdobył zwycięską bramkę w finale mundialu, i John Jensen wpakował piłkę do siatki. Patrzyliśmy na to zszokowani zaczynając wierzyć, że Schmeichel mógł mieć rację. Ofensywa niemiecka nasiliła się, ale czuło się, że faworyt zaczyna wątpić w swoją przewagę. A kiedy w 78. min Kim Vilfort zdobył drugą bramkę, mistrzowie świata byli pobici. Do bajki o czerwonym Kopciuszku nie pasowało tylko zagranie ręką Vilforta przy przyjęciu piłki tuż przed drugim golem. Nie zmieniło to faktu, że romantyczna historia została napisana z happy endem. Skromnych chłopaków z Danii w tamtych mistrzostwach miało w ogóle nie być. Przegrali eliminacje z Jugosławią, na którą ONZ nałożył sankcje za wojnę w Bośni. Duńczycy w pośpiechu przerywali wakacje, by stawić się na wezwanie Richarda Moellera Nielsena. Selekcjoner miał w swoim kraju rzesze przeciwników ze względu na konflikt z Michaelem Laudrupem. Pamiętam konferencję prasową z Duńczykami, na której Brian zapewniał dziennikarzy, że mimo wszystko starszy brat życzy drużynie powodzenia. Dla tamtej grupy piłkarzy z Danii był to życiowy sukces. Na mundial do USA nie zakwalifikowali się, na Euro w Anglii w 1996 roku, gdzie bronili tytułu przepadli w grupie po porażce z Chorwatami 0-3. Rolę "Czarnego Konia" przejęli wtedy Czesi, którzy w finale spotkali się z Niemcami. Tym razem jednak wielki faworyt okazał się za mocny, choć mecz rozstrzygnął dopiero złoty gol Olivera Bierhoffa. Półfinały Euro 1992: Szwecja - Niemcy 2-3 (0-1) Bramki: 0-1 Thomas Haessler (11.), 0-2 Karl-Heinz Riedle (59.), 1-2 Tomas Brolin (64 z karnego), 1-3 Karl-Heinz Riedle (88.), 2-3 Kennet Andersson (89.). Holandia - Dania 2-2 (2-2, 1-2), karne: 4-5 Bramki: 0-1 Henrik Larsen (5.), 1-1 Dennis Bergkamp (23,), 1-2 Henrik Larsen (5.), 2-2 Frank Rijkaard (86.). Rzuty karne: Ronald Koeman - gol; - Henrik Larssen - gol; Marco van Basten - zmarnował; Flemming Povlsen - gol; Dennis Bergkamp - gol; - Lars Elstrup - gol; Frank Rijkaard - gol; Kim Vilfort - gol; Rob Witschge - gol; Kim Christofte - gol. Widzów: 37 450 Sędzia: Emilio Soriano Aladren (Hiszpania). Finał Euro 1992: Dania - Niemcy 2-0 (1-0) Bramki: 1-0 John Jensen (18.), 2-0 Kim Vilfort (78.). Widzów: 37 800 Sędzia: Bruno Galler (Szwajcaria). Stadion: Ullevi, Goeteborg.